Czy jest jeszcze gdzieś prawdziwa ta wieś..
|
Dom moich dziadków ze strony mamy był dla mnie oazą spokoju,synonimem bezpieczeństwa i miłości,szczęśliwego dzieciństwa.Często wracam wspomnieniami do tego cudownego miejsca.Dziś mieszkaja tam obcy ludzie, zmienił swój wygląd..na szczęście pamięć ocala od zapomnienia takie ....wyspy szczęśliwe.
Dom był przestronny, czteroizbowy, przedzielony dużą sienią, w której stał piec do pieczenia chleba.W jednym pomieszczeniu dziadek urządził swój warsztat stolarski i tam zimą i jesienią robił drewniane stołeczki, naprawiał sprzęty.Pachniało tu klejem, wiórkami, drewnem.W puszkach po konserwach leżały gwoździe, śrubki,zawiasy i inne "szpeja".W drugim pomieszczeniu, chłodnym i ciemnym była tzw.kumora, czyli cos w rodzaju spiżarni i zbiorowiska różnych sprzętów.Za drzwiami stały zawsze dwie beczki-jedna z kiszonymi ogóreczkami, druga z kaustą/ babcia kisiła ją z małymi jabłuszkami, których smaku niestey nie lubiłam/.To tu stał wielki kamionkowy gar swojskiego smalcu ze skwarkami, wisiały wianki czosnku, cebuli, suszonych grzybów,zioła...ach te zapachy...W pozostałych dwóch izbach mieszkali dziadkowie.Na piecu babcia rozkładała pokrojone jabłka, które susząc się pachniały cudownie.Na kredensie z przepastnymi szufladami stał dymion ze śliwowicą.W mroźne dni babcia dodawała łyżeczke tego specjału do herbaty na rozgrzewkę.Pychota.Na drewnianej podłodze leżały śmieszne chodniczki z kolorowych ścinków, dziś juz takich nie ma, a na ścianach wisiały makatki z haftowanymi sentencjami :"Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść" itp.Zanim zelektryfikowano wieś, siedzielismy przy lampie naftowej.Śmierdziało nieco, ale dawała urokliwe ciepłe światło.Wodę nosiliśmy ze studni, toteż przy piecu stały zawsze dwa wiadra, obok metalowej skrzynki na drewno.Było skromnie, bez wygód miastowych, ale tak cudownie.... |
Uploaded with ImageShack.us Wieś mojej młodości...nieskażona natura, z dobrodziejstw której mogłam korzystać do woli, bez obaw o negatywne skutki...Chodzenie na bosaka po piaszczystej wiejskiej drodze, nagrzanej w słońcu, brodzenie po trawie błyszczącej srebrzystymi kropelkami rosy, picie lodowatej wody z głębokiej studni....gdakanie kur na podwórzu, pianie koguta, zapach siana w stodole, zrywanie polnych kwiatów...Cisza spokój. Dziadkowie przeprowadzili sie na wies w wieku emerytalnym i zamieszkali w czteroizbowym domu drewnianym, na podmurówce.Obok był sad owocowy.Co sobotę babcia piekła w chlebowym piecu chleb na zakwasie i podpłomyki.Pamietam ich cudowny smak-domowe masło roztapiało sie na ciepłym jeszcze cieście..przyjemnie chrupało pod zębami.Poniewaz nie mieli lodówki, jadało się proste potrawy- jajecznicę na skwarkach/ chyba nie było wtedy cholesterolu?/,domowy twarożek ze świeżą miętą, która rosła przy płocie ,chleb ze smalcem, z powidłami. Największym rarytasem były młode kartofelki, obficie posypane koperkiem, polane przyrumienioną cebulką a do nich zimne kwaśne mleko z piwniczki pod schodami, tak gęste, że mozna je było kroić nożem...A niedzielnym rosołem pachniało całe obejście.Uwielbiałam wieczorami siedzieć w kuchni i przysłuchiwać się trzaskaniu płonących gałęzi w piecu.Na rozgrzanej blasze babcia piekła placki z resztek ciasta makaronowego.Poezja dla podniebienia.Nie było telewizora, a tym bardziej komputera.W sobotę słuchaliśmy Matysiaków, w niedzielę konceru życzeń.Wolny czas spędzałam na leżeniu w sadzie na starej kołdrze i czytaniu książek.Ptaszki świergoliły radosnie, brzęczały pracowite pszczoły...totalny relaks.Może dlatego nasze pokolenie nie było tak przepełnione agresją jak dzisiejsze małolaty?Godzinami słuchałam babcinych wspomnien o tym, jak żyło sie przed wojną...poznawałam nieznanych mi osobiscie krewniaków, przodków, czułam więź rodzinna z pokoleniami, które odeszły. |
Witam serdecznie!
Pozwoliłam sobie na otwarcie nowego wątku zacytować zapiski umieszczone w 2007 roku na moim blogu, jako że stanowią świetne wprowadzenie do tematyki tegoż.Zachęcona przez forumowe koleżanki postanowiłam otworzyć watek o charakterze sentymentalno-nostalgicznym; pełnym zachwytu nad urodą dawnej wsi polskiej.Będą tu wspomnienia, fotografie, reprodukcje obrazów i wiersze.Aby zachować jakiś ład, proponuję chronologię czterech pór roku.Zaczniemy więc od lata.Zapraszam do współredagowania.Życzę miłej podróży w przeszłość.
Uploaded with ImageShack.us-Stanisław Czajkowski "Wieś pod lasem" |
wiejska droga
Z przystanku autobusowego musiałam do domu dziadków przejść piechotą 1-1,5 km.Pierwszą czynnością było zdjęcie sandałków lub tenisówek i wrzucenie ich do plecaka, aby bosą stopą dotknąć nagrzanej słońcem piaszczystej drogi.Z obu jej stron kołysały się złociste łany pszenicy i zyta,srebrzył mniej dostojny owies.
Uploaded with ImageShack.us |
Wyłuskiwałam czerwone maki, fioletowe kąkole i szafirowe chabry na pierwszy letni bukiet.Wprawdzie zanim dotarłam na miejsce polne kwiaty były zazwyczaj w stanie krańcowego omdlenia,więc próbowałam je reanimować chłodną wodą w glinianym dzbanku.
Uploaded with ImageShack.us |
Mijałam drewniane domki z małymi okienkami, do których zaglądały wysmukłe malwy i słoneczniki.Na drewnianych płotach widziałam wietrzące się puchate pierzyny, schnące dywaniki z kolorowych szmatek zwijanych w ruloniki /chyba każdy je pamięta/. W przydomowych ogródkach królowały floksy-białe, różowe,bordowe,nakrapiane...do dziś niezmiennie kojarzą mi się z wakacjami u babci.
Uploaded with ImageShack.us |
Witaj Nika. Otworzyłaś wątek ze smakiem artystycznym a zarazem proza i poezja się znalazła jako załącznik. Cóż zdolna z Ciebie dziewczyna. Chwała Ci za to.
|
piosenka Urszuli Sipińskiej
Jeszcze jest gdzieś prawdziwa ta wieś
Zielona pachnąca lnem Z ulami wśród łąk Z garnkami co schną Na płotach, do góry dnem Z chatami wsród pól I z mlekiem na stół Z żelazkiem, co duszę ma Niech każy jedzie tam gdzie chce A ja swoje ścieżki mam Chcę wyjechać na wieś Gdzie się zatrzymał w polu czas Chcę w nieruchomym stawie Zobaczyć swoję twarz Chcę wyjechać na wieś Dojrzałe wiśnie z drzewa rwać W glinianym piecu upiec chleb Ostatni może raz Czy jest gdzieś prawdziwa ta wieś Spokojna, wesoła ta wieś Gdzie kisi się barszcz, gdzie w piątek na targ Furmanka się rano gna Gdzie całe dwa dni i noce na bis Nie jedno wesele trwa Niech każdy jedzie gdzie chce A ja swoje ścieżki znam |
Ta piosenka stała się mottem wątku.Pomysł poddała mi nieoceniona Tarninka.Ona też wykonała piękne logo zamieszczone w 1 poście.
Witaj Paulo.Dziękuję za wsparcie. |
dalszy ciąg wspomnień
Lubiłam przystanąć przy pastwisku oddzielonym od drogi drewnianymi żerdkami/ babcia mówiła na nie -balaski/.Przyglądałam się brązowym i biało-czarnym krówkom, które nie zwracały na mnie uwagi w filozoficznej niemal zadumie nad przeżuwaniem soczystej trawy.
Babcia nie miała krowy/ na wieś przenieśli się ,gdy dziadziuś odszedł na emeryturę; hodowała jedynie kury/,ale kupowała gęste białe mleczko od sąsiadki.Nie lubiłam go.Jedynie kwasne odpowiadało moim smakom. Tydzień temu pojechałam na grób dziadków.Niestety żadnej krówki nie zobaczyłam.Wszystko się zmieniło.Chałupy wielkie z garażami, wymyślne metalowe ogrodzenia.. Uploaded with ImageShack.us |
Szerokim łukiem omijałam natomiast stadka awanturniczych gąsek, które głośnym sykiem reagowały na moją obecność.Na mieszczuchu robiło to spore wrażenie.
Uploaded with ImageShack.us |
Niko mam wrażenie, że czytam książkę, a do tego ilustracje. Pięknie.
|
Witam!Niko,ja też myślę,że czytam książkę,tak realnie to wszystko opisujesz.Pięknie,powodzenia.Będę tu zaglądała.Pozdrawiam.
|
niko
nie potrafię tak ładnie pisac jak Ty
zamieszczam wiersz , który oddaje w pełni moją tesknotę za wsią ,mojego dzieciństw Kto dziś pamięta te dawne lata w bzach i jaśminach schowana chata Na dachu złote słomy poszycie Pod oknem malwy w pełnym rozkwicie Skrzypiący żuraw, stągwie drewniane sztachety w płocie nie malowane garnki gliniane, posciele lniane Echo kijanek, wcześnie nad ranem I polne kwiaty, zioła jagody Sad antonówek pięknej urody Poziomki w lecie dorodne grzyby teraz też mamy ale na niby A wieczorami koncerty żabie zielona rzęsa na dzikim stawie Wąsate raki na szczypcach grały smaku fenolu nie wyczuwały Na łąkach konie i mleczne krowy Dzwoniły pęta oraz podkowy słodka to była dla nich niewola Nie znały strach-plagi ebola W sadzawce,stawie, zwyczajnym rowie gdzie smukłe trzciny,dzikie sitowie Mleko chłodzili w blaszanych kaniach na wierzchu pyszna żółta śmietana Na liściach chrzanu bochenki chleba krzyżem znaczone prożbą do nieba Siwa kapusta z grochem i kaszą kraszona była sadłem kiełbasą W oberżach lało się stare wina Nie oszczędzano nawet węgrzyna Cne śliwowice i pitne miody Oraz dziewice pięknej urody Wciąż na kopciuszka był popyt wielki które traciły z nóg pantofelki Dzisiaj pod lasem stoi ich wiele i gubią duszę nie pantofelek Jeżeli chcesz wiedzieć co mgła osłania Starodruk sięga aż do zarania Wtedy ludziska swiat szanowali kromka upadła- wnet całowali A teraz pełne śmietniki chleba kwitnące pleśnią, skargą do nieba A ludzie szemrzą ciągle im mało może przypomniec by się przydało |
Dzięki dziewczyny!
B.Sz-czy to twój utwór?Znakomicie pasuje do tego wątku. |
Wiktor Korecki
Dwa obrazy przedstawiające urokliwe chaty z malwami
Uploaded with ImageShack.us Uploaded with ImageShack.us |
Mój spacer dobiega końca.Widzę już kontury babcinego domku wyłaniające się za owocowego sadu.Na niewielkim wzniesieniu rosną tuż nad drogą równym rządkiem śliwy-węgierki i mirabelki.Babcia robi z węgierek kwaśne,czarne jak smoła powidła w żeliwnym kociołku ustawionym nad paleniskiem,które skonstruował przed domem dziadek.Część wędzi domowym sposobem, z części robi pyszną śliwowicę.Mirabelki-takich już dzisiaj nie ma -to poemat słodyczy i aromatu.żółto-pomarańczowe,soczyste niebo w gębie.W sadzie rośnie też kilka jabłoni,grusz i cztery rozłożyste orzechy.
Uploaded with ImageShack.us |
jabłka papierówki
to kwintesencja lata...pac, pac spadają na trawę te najdojrzalsze, najsłodsze..aromat niezapomniany.Najładniejsze dziadek zrywa sam i ostrożnie układa w wiklinowym koszyku.Zawiezie je na targ w Wieliczce.Jabłka-szare i złote renety /najlepsze na szarlotkę/ twarde ,zielone i bardzo słodkie kosztele lub nieduże pachnące koksy-leżą w chłodzie stodoły w drewnianych skrzynkach.Te zabierze sąsiad,który wozem zaprzężonym w kasztanki zawiezie je na sprzedaż.
Uploaded with ImageShack.us |
Na wsi
Siano pachnie snem siano pachniało w dawnych snach popołudnia wiejskie grzeją żytem słońce dzwoni w rzekę z rozbłyskanych blach życie - pola - złotolite Wieczorem przez niebo pomost wieczór i nieszpór mleczno krowy wracają do domostw przeżuwać nad korytem pełnym zmierzchu. Nocami spod krzyżów na rozdrogach sypie się gwiazd błękitne próchno chmurki siedzą przed progiem w murawie to kule białego puchu dmuchawiec Księżyc idzie srebrne chusty prać świerszczyki świergocą w stogach czegóż się bać Przecież siano pachnie snem a ukryta w nim melodia kantyczki tuli do mnie dziecięce policzki chroni przed złem Józef Czechowicz |
lato na wsi pachnie sianem
do zawrotu głowy.Mam w sąsiedztwie koleżankę Marysię.Spędzam z nią całe dnie,bo dla "miastowej panny"/tak o mnie mówi/wszystko jest ciekawe,niecodzienne.Idę z nią na łąkę grabić wysuszone siano, układać w zgrabne kopki.Jadę drabiniastym wozem po wyboistej drodze-zaśmiewamy się do rozpuku,gdy koła podskoczą na kamieniu.Ale najlepsze to skakanie na sianie w stodole.Rozrywka zabroniona przez babcię,ale jak tu sobie darować taką frajdę.
Uploaded with ImageShack.us-fotka z wikipedii |
Tadeusz Rybkowski
|
Włodzimierz Tetmajer
|
Fantastycznie Nika. Czuję jak bym tam była.
|
No Nikuś , ale "wywaliłąs"temat sentymentalny..dla mnie wieś była zawsze czymś niedościgłym..nie znałam jej..tylko z literatury....do dzis mam marzenie, zeby rzucic sie , przespac sie w kopce siana....hihi.....a podobno nie wolno w świezym sianie spac, bo działa narkotycznie.....marzyłam prosto od krowy mleko pic...nie piłam...kiedys gdzies przy jakiejś okazji jajka ktos pozwolił mi wybrac...ale fajna robótka, jajeczka ciepłe....chyba jakas atawistyczna Jagna we mnie drzemie z jej zaletami i wadami..hihi.....nie znosze tylko smrodu kurnika i obory, natomiast rajcuje mnie zapach stajni.....ale fajny temacik.....
|
Pamietam wyjazdy do dziadka na "wies". Nie wiele zostalo po wojnie, a to co zostalo zniszczyli "przyjaciele-wyzwoliciele", reszte wchlonela Reforma Rolnicza, z gospodarstwa zostalo wspomnienie i skonczyly sie dobre czasy. Mimo to pamietam troche, szczegolnie konie, ktorych dziadek byl milosnikiem i mial ich ciutek. Kiedy znikalam, wszyscy wiedzieli gdzie mnie szukac - bylam z konmi, lubilam opierac sie o Stanka, mego ulubionego konia i marzyc. Marzylam o wszystkim, bardzo czesto bardzo banalnych sprawach, takich dzieciecych w moim wieku. Wszystko bylo dla mnie nowe, poprostu odkrywalam swiat, zapoznawalam sie z przyroda. A przygod to mialam sporo - podobno bylam "ruchliwa" panienka. ;)
Nika - przeuroczy watek, napewno pobudzi do dawnych dzieciecych wspomnien. Co z tego sielskiego piekna dzisiaj zostalo? Czasy sie zmienily, zyjemy w XXI wieku, ktory kieruje sie innymi prawami. |
ulubione zjęcie
Babcia wciska mi starą kołdrę, żebym w sadzie rozłożyła, "bo od ziemi ciągnie i mogę dostać wilka"/do dzisiaj nie wiem,co to za dolegliwość/.Rozkładam posłusznie pod orzechem w półcieniu,obok leży oczywiście książka-pewnie kolejny tomik opowieści o rudowłosej Ani-w ręce pajda wiejskiego chleba suto polanego gęstą śmietaną i posypanego cukrem/ cholesterolu jeszcze nie wynaleziono/.Siedzę sobie na kołderce,zajadam przekąskę aż się uszy trzęsą i spoglądam przed siebie.Krajobraz przepiękny.Szatkownica pół,lasów,a daleko srebrna wstążeczka szosy do Krakowa.Brzęczą pszczoły nad papierówkami leżącymi w trawie, wesoło gdaczą kury.Czyż mogą być wspanialsze wakacje?
Uploaded with ImageShack.us |
Malwinko,Marbasiu-dziękuję za odwiedziny.Czerpię ogromną radość z tych wspomnień.Mam nadzieję,że inni też dołączą ze swoimi refleksami.
|
gdaczą jajkonosne..
|
Iwan Bunin
Południowy skwar, łany to pszenicy, to żyta... Południowy skwar, łany to pszenicy, to żyta, Błękit, łąki i kwiaty wśród chat... Syna marnotrawnego Pan, gdy przyjdzie czas, spyta: "Byłeś szczęśliw za ziemskich swych lat?" Nic nie będę pamiętał, w sercu tylko zachowam Polne dróżki wśród łanów (gdzież im było do szos?) - Pod kolana Go chwycę i nie rzeknę ni słowa, Od łez w gardle uwięźnie mi głos. przełożył Maciej Froński |
NIKO
jaki nostalgiczny temat,tyle pięknych wspomnień i tyle miłości. Bardzo obrazowo opisane młode lata,szczęśliwe. Gratuluję. Ja nie miałam możliwości spędzać dzieciństwa na wsi. |
Krycha ja tez tylko biały....a chlebek pamietam tez z truskawkami w plasterki i cukrem..i okropnie brudne ręce....poobcierane kolana i łokcie...też byłam ruchliwym "chłopobabem"Marbelko...hihi..ciągle robiłam jakies lekarstwa z czego sie dało...bez czarny ucierałam i do butelek,kotom aplikowałam na sierśc... trawy rwałąm na kawałki i zalewałąm wodą..ba..raz nawet taką miksturę wstrzyknęłam strzykawką przyjaciółce w tyłek...urosły "dwa jaja"ale ona była dzielna.......z tym poszła do domu...do zdiś nie wiem jakim cudem nie było konsekwencji....a najfajniej było spac pod gruszą klapsą w ogrodzie....nigdy wiecej nie doświadczyłąm takiego snu...
|
Niko
Watek wspaniały.Ty przeuroczo komentujesz. Nie bywałam na wsi ,nie mam rodzinki na wsi. A szkoda .Same mieszczuchy w rodzinie. Chociaż mieszkałam w domku z ogrodem w podmiejskiej dzielnicy.To było jak odrobina wsi.Ale to mało. Dziękuję Ninko pisz .Będę zaglądać i czytać |
Haniu, ja też ...w bocznej dzielnicy dużego miasta....wieś była moim marzeniem...mimo,z ę na koleżanki ze wsi mówiło się złośliwie "wsiora"...
|
Cytat:
A ja tak chciałam mieć babcię czy ciocię na wsi. Ale nic z tego.Ni było mi dane.ŻAL |
Niko piękny wątek wszystko przeczytałam z zaparty tchem.
Dla mnie mieszczucha, który zobaczył na żywo wieś jako osoba dorosła wspaniała lektura. Ewuniu powinnaś pomyśleć o napisaniu książki |
Cieszę sie niezmiernie,że poruszyłam wasze serca.Te wspomnienia nosze w sobie jak bezcenny skarb-nie ma już babci i dziadka,wieś inna,a w uroczym domku mieszkają dalecy krewni.Urodziłam się w mieście,tu przeżyłam całe swoje życie,ale bardzo tęsknię za tamtymi latami.
|
smaki dzieciństwa
Nie było lodówki,sklepik we wsi jeden tzw,wielobranżowy ,czyli"szwarc,mydło i powidło" -jedno pomieszczenie w domu sprzedawczyni.Grabie,gwoździe,cukier,landrynki...B abcia posyłała mnie do sklepu po "pól funta/ile to jest?/ czy funt czegoś tam.Większość produktów była swojska.Kury znosiły jajka,warzywa i owoce z ogrodu i sadu.Mleko od sąsiadki.Masło babcia robiła w drewnianej maselnicy/ bardzo długo to trwało, nudne zajęcie/,serek też.Chleb piekła sama.
Posiłki były proste i smaczne-domowy chlebek z masłem i pomidorem, z powidłami,miodem,twarożkiem lub wspomnianym przez Krysię smalcem.W spiżarni stał kamionkowy garnek pełen smalcu z chrupiącymi skwareczkami.Bardzo je lubiłam.Smalec posypywano zieloną cebulką-babcia mówiła na to "bączki",nie wiem dlaczego.I wszechobecna jajecznica.Na słonince oczywiście.Dziadek wcinał jajecznicę z 4 jaj,a dożył 98 lat.A topioną słoninkę dodawano na okrasę do kapusty,pierogów-nikt o włoskiej oliwie, ba nawet oleju nie mówił. Uploaded with ImageShack.us-fot. z netu |
Cytat:
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:59. |
Powered by: vBulletin Version 3.5.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.