To miały być – zimowe fajerwerki,
Lecz muza coś niespieszna była,
Przez cała zimę brak natchnienia,
Dopiero teraz – zaskoczyło...
Początek – standard, noc pijana z lekka,
No wszak oliwić trza relacje,
Szło wszystko – utartym trybem,
Wyszła alkowa miast kolacji...
A mroźna ciemność zaokienna,
Intymnym wszak zbliżeniom sprzyja,
Zeszło na szaleństw odrobinę,
Tym łatwiej, że kuchnia pyszna była
A jako danie główne w karcie,
Śródziemnomorsko, tak w oliwce,
Figurowały – to nie żarty
Duże, przepiękne, kształtne cycki,
I ku olbrzymiej mej radości
Szczyptą szaleństwa przyprawioną
Były naprawdę – całkiem bez kości,
I pięknie tak leżały pod dłonią....
Mieszcząc nienasycone tłuszcze,
Oliwka zdrowa jest wiadomo,
Zaprawdę dziką miałem ucztę
Podlaną wyśmienitym winem...
Bo w życiu ważna niebywale,
Jest odrobina boskiej dekadencji,
Od prapoczątków obecna stale
Na peryferiach ludzkiej egzystencji...
No i świadomość – mieć należy,
Na kuchni dobrej znać się warto,
Do cycków zawsze miej oliwę -
Z pierwszego tłoczenia kwartę.....