Ujmę to tak: ojczyzna jest jak matka, jej się nie wybiera, ją się ma, z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Niedostrzeganie rys w wizerunku, tworzenie sobie mitów jest trucizną dla zdrowego rozsądku tak samo, jak u matki, która we własnym dziecku nie widzi wad, złego postępowania.
To, że matka skarci, nie oznacza, że przestaje kochać, to, że ktoś dostrzega rysy w wizerunku swojej ojczyzny nie oznacza, że stała mu się ona obojętna, że niewłaściwie ją traktuje.
To taka moja uwaga po lekturze tego wątku, który - jak widzę - nie będzie wolny od polemik, szczypanek, bo nasza Polska ma takie właśnie dzieci, rozgadane, rozpolitykowane i często skore do kłótni, jak te wilczki w bajce Krasickiego.