Z bohaterskiego tenora Kazimiera Krukowskiego popisującego się repertuarem Kiepury zrobił Lopka.
W wieku 35 lat, bez znajomości języka polskiego stał się najbardziej znanym konferansjerem kabaretowym w całej przedwojennej Warszawie. Jego talent do języków sprawił, że przyswoił „polski” zadziwiająco szybko i posługiwał się nim w sposób wykwintny i z klasą. Miał ciepły głos z wdzięcznym „wschodnim" akcentem. Uczynił z niego część swojej osobowości estradowej.
Do legendy przeszło jego powiedzenie "Prouszi państwa" wygłaszane przed kurtyną, gdy zapowiadał kolejny występ.
Przytoczę tu piosenkę napisaną dla niego przez Jurandota w trzydziestych latach, którą Fryderyk szalenie lubił i często powtarzał na prośbę publiczności:
Piosenka wytworna
Kiedy cudzoziemiec pozostaje w obcej ziemi
i do języka chce się wziąć,
Dwóch go rzeczy uczą zwykle przed innymi
Mówić „kocham” i dobrze kląć.
Mnie starczyła jedna doba,
Żebym umiał kląć choroba,
Wtrącać psiakrew i cholera tu i tam.
A ponieważ mnie w tych słowach
Powitała polska mowa,
Dotąd dla nich sentymencik mam.
Ta „cholera” to, choroba miłe słowo,
A „choroba” ma cholera, jakiś wdzięk.
Zwłaszcza jeśli człowiek klnie już nałogowo,
Taki kwiatek ma soczystość, jędrność, dźwięk!
Jest, co komu się podoba,
Tak że tylko brać, wybierać,
Powiedzonka jak ta lala, wprost ef-ef
Dla spokojnych jest „choroba”,
Dla nerwowych jest „cholera”,
A dla chorych na żołądek jest „psiakrew’.
A każde ,z słów ma do tego cechy własne,
Swą barwę, ciężar, nerwowy szok:
„Choroby” są przeważnie ciężkie, albo jasne,
„Cholera” trafia przeważnie w bok.
Lista słówek psich jest znana:
Jest „psianoga”, jest „pies pana”,
„Psia mamusia”, i „psiakrew” i „psia kość”.
Przy „chorobie” i „cholerze” chyba każdy cos wybierze,
Jest dla wszystkich wybrednisiów dość.
Bo „cholera” to „choroba „ miłe słowo,
A „choroba” ma „ cholera” jakiś wdzięk!
Lecz gdy „cholera” działa sama (i to zdrowo) –
Przy „chorobie” dobrze dodać „żebyś pękł”.
Gdy w człowieku wściekłość wzbiera,
Gdy go dręczy coś cholera,
Gdy go, psiakrew coś, choroba, wprawia w gniew,
Nic tak życia nie umili,
Jak rąbnięcie w takiej chwili:
A choroba! A cholera! A psiakrew!
Elegancki birbant, skłonny do gier karcianych , wyścigów samochodowych i konnych - był ulubieńcem świata artystycznego, a w szczególności pań…..
„Kobieta jest jak kołnierzyk. Bo dopiero, gdy ma się ją na szyi, widzi się jaki to numer” – mawiał.
Łamał serca bez wysiłku, nieco zapominając o pozostawionej w Rosji rodzinie: był mężem Natalii von Wrotnowski, tamtejszej arystokratki i ojcem ich dwojga dzieci: Mariny i Andrieja.
Błyszczał jako konferansjer, jego zapowiedzi skrzyły się humorem. Zaśpiewał w warszawskich kabaretach ponad sto piosenek.
Był wielką sceniczną osobowością i bożyszczem przedwojennej Warszawy, a przy tym wszystkim szalenie miłą osobą, lubianą w środowisku poetów, aktorów, kompozytorów i krytyków.
„Od pierwszej chwili pokochano go. Miał wdzięk, miał i tę nieokreśloną zdolność nawiązania kontaktu z publicznością.” (Tadeusz Boy-Żeleński).
Ostatnio edytowane przez donka : 15-10-2010 o 15:37.
|