Wyświetl Pojedyńczy Post
  #871  
Nieprzeczytane 22-08-2019, 13:22
dajdziuba's Avatar
dajdziuba dajdziuba jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Bydgoszcz
Posty: 2 795
Domyślnie

Witam dzieweczki
Poczytałam, pooglądałam,
posłuchałam mniej

Martyno, nie chcesz pokazywać swojego buziaka...trudno...
a kto jest na załączonych fotkach?

Wspomnień w życiu mamy wiele- pięknych, radosnych,
kolorowych.Ale także smutnych, strasznych, niefajnych...

Ewuniu jeśli pozwolisz to przytaczam kawałek moich wspomnień zapisanych roboczo...jeśli za długie to zaraz wywalę...



..............
"Kolejne marzenie ojca Agnieszki spełniło się. Kołobrzeg...
a właściwie jego przedmieście-
-wynajęte mieszkanie dwu pokojowe, obskurne ze strasznie zdezelowaną kuchnią. W jakimś prywatnym domu. Wychodek wołający o pomstę gdzieś daleko za domem. Na zagraconym podwórzu studnia z żurawiem. Jakiś chlewik i szopka do dyspozycji lokatorów. W mieszkaniu po ścianach spływająca wilgoć, miejscami odpadający tynk. Jednym słowem ohyda.
Na zwalony z ciężarówki na kupę dobytek Grabowskich zaczął padać deszcz. Antoni miotał się i klął przykrywając czym się da meble i co ważniejszy sprzęt. Tobołki z pościelą i odzieżą zdołano umieścic w obskurnych pomieszczeniach.
Weronika płakała, wystraszone sytuacją i miejscem dziewczynki skuliły się w jakimś kąciku razem z Korą. Zbliżała się noc i trzeba było przygotować jakieś posłania do snu. Niestety, spano tej nocy na podłodze...
Poranek zastał wszystkich niewyspanych, zdenerwowanych, przerażonych. Antoni znów podjął decyzję bez uzgadniania z kimkolwiek i sam wybrał "mieszkanie". Pewnie było niezbyt drogie, i na lepsze nie było Grabowskich stać.
Pomimo, że zrezygnowali z "gospodarki", to jednak długi za poprzednika musieli spłacić. Więc ze sprzedaży owej posiadłości niewiele zostało środków. Grabowski musiał poszukać pracę, na szczęście nie było z tym problemu. Zatrudnił się jako kierowca wywrotki wożącej żwir z pobliskiej żwirowni.
Najpierw jednak należało odświeżyć zawilgocone ściany w pokojach. Aby pokryć grzyb i zacieki wybrał Antoni kolor brunatno fioletowy, ciemny, nieprzytulny, brzydki. Na kuchnię farby nie starczyło. Umeblowano mieszkanie jak się dało, sprzętami które ucierpiały w deszczu w pierwszą noc w Zieleniewie. Rozpoczął się nowy etap w życiu Grabowskich.
Była prawie końcówka czerwca, więc Agnieszka poszła na kilka dni do nowej szkoły. A raczej szkółki. Znów jednoizbowej, z jedną nauczycielką z dwiema klasami uczącymi się na raz. Pierwsza z drugą, trzecia z czwartą. Klasa piąta miała już salę lekcyjną tylko dla siebie. Do klasy szóstej dzieci wędrowały do Kołobrzegu, do "tysiąclatki". Na razie przed Agnieszką były wakacje. Zuzia skończła klasę siódmą w poprzednim miejscu zamieszkania i nikt na zadbał o dalszą edukację dziewczynki. Siedziała w domu, coś tam pomagała mamie, ale w sumie nie było to nic konkretnego.
Postanowiono więc, aby pojechała do Nusi pomagać w gospodarstwie. "Wymiennie" przywieziono do Zieleniewa małą Ewunię, która już nauczyła się chodzić. Była pulchniutkim bobasem z blond loczkami i uroczymi dołeczkami w policzkach. Agnieszka była w niej po prostu zakochana. Chodziła za nią z wyciągniętymi rękami z obawy, że dziecko się przewróci, lub też dźwigała małą na rękach. Weronika co dzień gotowała dziewczynkom "przedobiad" na który składała się zupa ogonowa z paczuszki i tzw prażucha, czyli gorące ziemniaki utłuczone z mąką. Jej córka i wnuczka uwielbiały to danie, innym obiadem raczej wzgardzając. I tak to toczyło się życie trudne i byle jakie do czasu gdy u Weroniki nastapiła wznowa choroby. Po Ewunię musiała przyjechać Nusia, bo oczywiście znowu szpital w Bydgoszczy. Antoni odwiózł żonę na leczenie i wrócił do pracy. Zostali z Agnieszką sami. Była połowa sierpnia, u Nusi żniwa więc pracy dużo. Zuzia była tam potrzebna. Agnieszka wakacje spędzała sama w zatęchłym domu, czytając książki ze szkolnej biblioteki, wypożyczone na zapas na okres kanikuły. Ojciec mało zaradny w sprawach domowych, przyzwyczajony że wszystkim, pomimo choroby , zajmowała się Wera, miotał się i wyżywał na 12-to letniej Agnieszce. Dawał jej zadania, których nigdy sama nie wykonywała, a warunki w jakich się znaleźli strasznie utrudniały wszelkie działania. Kuchnia w której trzeba było palić by coś ugotować nie była prawie do tych zadań zdatna, a przynajmniej nie dla dziecka. Żądał, by dziewczynka gotowała obiady do których to czynności wcale nie była przygotowana. Skutek taki, że palce pokrwawione od obierania ziemniaków i krojenia ogromnego dorsza, dłonie poparzone od smażenia i pryskającego tłuszczu. Efekt mizerny co rozwścieczyło Antoniego. Ciskał przekleństwa i złorzeczył na żonę że "cholernych szczeniaków" niczego nie nauczyła. Agnieszka rozżalona długie godziny przepłakała w kącie ociekającym wilgocią i łzami.
Zaczęli stołować się dwa razy w tygodniu w barze mlecznym w Kołobrzegu. Dla oszczędności nie jeździli autobusem. Ojciec brał córkę na ramę i jechali rowerem, Agnieszka czuła się zawstydzona i zażenowana. Była już dość dorodną panienką i taki widok dawał powód do przykrych żartów i śmiechów koleżanek i kolegów. Drugiego roweru nie było, a eskapada parę razy się powtórzyła...do czasu gdy zatrzymała ich milicja. Agnieszka wtedy umierała ze wstydu. Więcej się na taką jazdę nie zgodziła, przypłaciła to całkowitym brakiem obiadów.
Wkrótce Weronika, z podreperowanym w niewielkim stopniu zdrowiem wróciła do domu. Polegiwała w łóżku, ale wstawała gotowała jakieś jedzenie. Agnes robiła zakupy z karteczką w ręce w pobliskim sklepiku.
Pomimo, że zamieszkali prawie nad morzem dziewczynka ani raz nie była na plaży. Nie miała plażówek, ani ładnej letniej sukienki. Te które kiedyś szyła mama, były już za ciasne. Na szycie nowych Wera nie miała siły, a na kupno nie było pieniędzy. Chodziła ubrana biednie i byle jak. Na tle radosnych kolorowo ubranych koleżanek wyglądała mizernie.
Tym bardziej że miejscowe koleżanki miały normalne domy i ładne ubrania. Szcególnie lubiła popatrywać na dwie siostry, które miały cudne długie warkocze i zawsze były ładnie ubrane. Były to Nela i Mysia czyli Marysia. Imiona też się Agnieszce podobały. I jeszcze to że mama zawsze wołała : "dziewczynki kochane kolacja czeka". Agnieszki nikt tak ciepło nie przywoływał...
Rozpoczął się rok szkolny i bieda została przykryta szkolnym granatowym fartuszkiem. Jak zwykle Agnieszka uczyła się dobrze i nie sprawiała kłopotów. Wieczorami wychodziła przed dom by posłuchać jak chłopiec z pobliskiego domu gra na tarasie na akordeonie. Podobała się jej muzyka, ale także ten kolega. Przystojny młodzian czternastoletni, zawsze ubrany w piękny biały sweter.
Zima tego roku była śnieżna i mroźna. Nieopodal znajdował się nieużytek na którym to dzieciarnia lepiła bałwany, woziła się na saneczkach, rzucała śnieżkami. Było radośnie, wesoło, dziecięco...Gorzej po powrocie do zimnego domu, gdzie nie bardzo można było wysuszyć ubranie i buty.
Bożego Narodzenia w Zieleniewie Agnes nie pamięta.
Albo wyparła z pamięci, albo może byli u Nusi, ale tego tez nie pamięta. Kolędy, czyli wizyty duszpasterskiej też nie pamięta, a może rodzice nie wpuścili księdza? właśnie przez warunki w domu?"
__________________
„Cieszyć się życiem to największy sukces. Niezależnie od przeciwności, zachowuj optymizm.”- Ellen DeGeneres
Odpowiedź z Cytowaniem