ROZRZEDZONY KROCHMAL
cichym mlaskaniem spływa deszcz
rynny potokami zalewają podwórze
niczym rozgdakane maglarki
czas przesypuje się na drugą stronę dnia
aby nocą zmienić tylko bok
i wygodnie dospać brzasku
rano
jedni powalczą o przetrwanie
wbijając w chodniki deszczową piosenkę
mnie krople przyszpilą bólem do strzępu
tobie ktoś wymówi uczucie
CZTERY ROGI STANU REM
przechodzisz przez sen
cieniem delikatnego obrazu i ciszy
nadsłuchiwaniem bosych kroków
mówiących echem lata
wypełni się czas
podzwonnym lipca w pamięci
głowy nie chcę odwracać gdy
zimy zabierają kawałki nas
potrzebuję tylko chusteczki
niekoniecznie błękitnej
LISTOPAD Z GRUDNIEM NAJSMUTNIEJSI MIESZKAŃCY ROKU
pierwszy
najdroższą dzielnicą willową
kapie przetopioną stearyną
monety odbijają się bezgłośnie
od plastikowych kwiatów
i zbutwiałych złocieni
łzami rozpuszczanymi na specjalną okazję według rytualnego przepisu
pozmywa zapomnienie z cmentarnych płyt wypłucze sumienia
jeden festiwal sztuczności przejdzie w drugi
z naciskiem na fajerwerki łącznie z wcielaniem w życie
makatkowego zastaw się a postaw się
gwiazdorom zawodowo trzęsą się brzuchy z pustego śmiechu
naiwność kupujących bliska przedszkolnego brzdąca
czyli
dużo i barwnie
a więc
chińskopodobnie
STRÓJ TO STAN SUMIENIA
mojemu Tacie
na dźwięk swojego imienia
uścisk stalowych łap na gardle
otwarłam okno
czekałam aż minie
pomagałam włożyć czystą koszulę
zawiązywałam krawat
między kołnierzykiem a szyją
kilka centymetrów wolnego miejsca
tyle wolnych miejsc
pozostanie po jego odejściu
ale trwał
kiedy odmówił morfiny
ból przeszczepem przyjął się we mnie
słyszę dźwięk swojego imienia
i tylko mogę otworzyć okno
by puścił uścisk stalowych łap
rozebrał z lęku
przyoblekł smutkiem
PRZEJADANE ZARZEWIE
tracę panowanie nad sobą
i wybucham łatwiej niż pożary
najlepiej wściekłość nakarmić
w lodówce kotlety
cholera
pakowane po dwa
wszystko na tym świecie jest podwójne
przewidziane na dwie osoby
nie ułatwia to życia
złość narasta
aż do samotnego biegu na ruchomej bieżni
samogaszenie potem
najbardziej skuteczne
POŻEGNANIE ZIMNYM NOSEM
zagościła w niej zima
jak horda nieproszonych krewnych
dryfuje
wzorem starej eskimoski
na lodowej tafli
przemarznięta
przez nikogo niechciana
zewsząd chłód
za plecami skrzypnęła
furtka od życia
w kierunku którego
już nie chce się odwrócić
nie zostawia po sobie nic
nikt nie rozwinął się
z jajeczek wyschniętych w niej przed czasem
|