Troche powazniej...
Na początku procesu zatrucia, alkoholik jeszcze nie zdaje sobie sprawy ze jest chory. Kiedy ktos go ostrzega ze chyba włożył palec w przekładnie, to odpowie zeby sie nie martwic o nim; ze wszystko jest "under control", on moze przestac pic kiedy zechce — tak nagle, na raz. Osoby wokół niego pierw uwierza, tak samo i on. Bo alkoholik to madral, wie co robi, dobrze zna siebie samego, itd. Bo na poczatku jeszcze jakos wyglada. Podobnie jak wielu innych...
Niestety, szybko sie okazuje ze w ogole nie zna swoje granice. Gdyby znal, to by na pewno jego instynkt przetrwania dal mu w pewnyn momencie jakis zbawienny strzał ostrzegawczy.
Zaledwie cztery piec lat potem, może tylko zracjonalizować aby sobie samemu ukryc ze cos juz w ogole nie gra; kontroli juz nie ma, klopoty i niepowodzenia padaja mu na glowie jak zimowy grad; ale jest przekonany ze to nie jest z jego powodu; zawsze to wina czegos czy kogos innego.
Jeszcze rok i w najbardziej optymistycznym scenariuszu osoba rozumie ze jest na stałe uzależniona od alkoholu, a w gorzym wypadku pozostanie nieświadoma tego co się jej dzieje. W obu sytuacjach jest to groza i przerażenie. Osoba uświadamia sobie, że jest samotna, tyłek na lodzie w środku ogromnej zamarzniętej rzeki. Czysta trwoga!
Gdzies piękniej to powiedziano na jednym watku:
Cytat:
Napisał baburka
Uzaleznienia, nikt nie wybiera. Wchodzi sie w nie krok po kroku jak w morska glebine, a potem juz nie widac ladu
|
Dodam ze nieszczęście nigdy nie poszloby tak daleko jeśli jej by nie towarzyszyla duma...
Bo alkoholik sie dusi w swej dumy tak jak sie dusi w wlasnych wymiocinami o czwartej rano.
Taka duma kieruje instynkt śmierci, — do dna. A dno co to jest, jak to wyglada? Ciekawe. Alkoholicy to jak koty, zabija ich ciekawosc; z wyjatkiem ze koty nie chlają gorzały.
Jeszcze daleko do :
"Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem."
(Pierwszy Krok Wspólnoty AA)
... daleko.