ZAWSZE PEŁNE
w kieszeni nie noszę szminki
wzorem Haliny
nie maluję ust
gdybyś zechciał pocałować
nie pachnę tuberozą
byś mógł łatwiej odnaleźć
a jednak idziesz przy mnie
krok w krok
poranny pocałunek w nocny prawy policzek
prowadzi dniem
by wieczorem musnąć ustami lewy
snem jeszcze nierozśpiewany
kieszeń pełna skrzypienia podłogi
pod bosymi stopami
jest oczekiwaniem na dzwonek u drzwi
JAK GROSZ SZCZĘŚCIA
kiedy zaśpiewam wiecznym snem
nie zdzieraj z siebie koszuli
to przecież ja
wrośnięta latami w skórę
podwiń tylko rękawy
bym nie plątała się dniem
kiedy odpadną guziki usypiając pamięć
jeden noś na sercu
będę talizmanem
NA SKRAJ ŚWIATA, CZYLI DO CIEBIE
zwyczajny list
w białej kopercie ze znaczkiem
pachnie zimą i optymizmem
piszesz
zdobyłem swoje Kilimandżaro
stawiam co dzień trzy kroki więcej
w kierunku stołu i chleba
do wakacji uczynię trzy miliony
dochodząc do siebie
przyjdę do ciebie
BAR MAŁOSTKOWY
jesteś niczym ziemniak
nie ten sałatkowy
długo zachowujący twarz
ale taki który szybko i na sypko
wirtualna przestrzeń
pełna gwiazd z zimnym światłem
poddajesz się urokowi słów
pozornie ciepłe ładnie brzmią
dajesz się ugotować
w ramach terapii
dodadzą sałatkowego z twarzą
przesypią ból krochmalem
i zostaniesz kluską
skrojoną na szagę
zawsze to jakaś postać
z odzysku
***
sięgam ust jak wysokiego nieba
nie odwzajemniasz pocałunku
zmarszczony humor
przytwierdzonym do belki
ponurym nietoperzem
PINOKIADA
ty kłamiesz
ja nie mówię prawdy
czyli wszyscy gramy
odpada noga
ręka dziwnie zwisa
serce w plecaku nie zużywa baterii
lekarz w swoim warsztacie
doradza konsultacje z NFZ
na pokrycie kosztów remontu
jak takiemu przemówić do rozsądku
kiedy nie można go znaleźć
mistrzu Dżeppetto
noga może być wystrugana z nosem na kolanie
pozwoli sprawiedliwie dzielić razy
tym co dobrem pacjenta i bogiem
lukrują usta
za plecami słychać tylko
eutanazja
eutanazja
nie odwracam się
nieszczęścia lgną same
może to za plecami
będzie szczęściem
kiedy na czerwonym postawię stopę
nie traktuj tego kolokwialnie
idę odebrać złoty glob
za kreację życia
|