Wyświetl Pojedyńczy Post
  #144  
Nieprzeczytane 05-11-2019, 22:05
Camel 01's Avatar
Camel 01 Camel 01 jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Dec 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 2 465
Domyślnie Marillion

Witam !

Marillion – brytyjska grupa rockowa powstała w 1979r w Aylesbury. Była jedną z pierwszych nowych grup progresywnych po kryzysie, jaki ten gatunek przechodził w końcu lat 70. Do dziś pozostaje jedną z najważniejszych grup neo-progresywnych.
W latach 80 wraz z wokalistą Fishem zespół nagrał cztery albumy, a spośród nich największą popularnością cieszył się „Misplaced Childhood". Utwór "Kayleigh" z tej płyty stał się międzynarodowym przebojem. Płyta zdetronizowała na brytyjskiej liście przebojów „Boys and Girls" Briana Ferry'ego, a została strącona z pierwszego miejsca dopiero przez płytowy debiut Stinga. Marillion był wtedy gigantem rocka progresywnego, z jednej strony następcą, a z drugiej epigonem Pink Floyd i Genesis. W Polsce cieszył się niezwykłą popularnością, lansowany przez Piotra Kaczkowskiego w radiowej Trójce, ale i Tomasza Beksińskiego na antenie Dwójki. Ta liryczna, melancholijna muzyka, zwłaszcza z dwóch pierwszych płyt: „Script for a Jester's Tears" i „Fugazi", stała się ilustracją dźwiękową niewesołego czasu stanu wojennego.
W 1988 roku Fish opuścił zespół, jak to czynili wcześniej liderzy wielkich grup progresywnych. Nie powtórzył jednak solowych sukcesów Petera Gabriela i Phila Collinsa po odejściu z Genesis ani Rogera Watersa po rozstaniu z Pink Floyd. Z kolei jego koledzy, do których dołączył Steve Hogarth, nie cieszyli się tak wielką popularnością jak Pink Floyd kierowane przez Davida Gilmoura.


Koncert Marillion - Gdańsk, 22-23 VI 1987r - Recenzja Tomasza Beksińskiego


Kilka minut po piętnastej docieram do hotelu "Posejdon" w Gdańsku, gdzie mieszka Marillion. W hallu przed recepcją kręci się Paul, szef trasy. Przed hotelem widać kilku koczujących fanów, łowców autografów. Nie czekają na próżno: oto bowiem pojawia się Fish, w krótkich spodniach, z książką w łapie i aparatem fotograficznym przewieszonym przez ramię. Idzie na pobliską plażę, wcześniej musi jednak podpisać kilkanaście zdjęć i płyt Marillion. Już na plaży rozmawiamy m.in. o zbliżającym się występie. Fish nie kryje lekkiego zdenerwowania, nie wierzy w zapewnienie, że przyjęcie będzie gorętsze niż kiedykolwiek na świecie.
Pragnę wykorzystać okazję, aby dowiedzieć się ostatecznie dlaczego Derek William Dick zwie siebie Rybą. Fish, zajęty fotografowaniem łabędzi, udaje że nie słyszy pytania - wcześniej jednak podkreślał swoje przywiązanie do morza, gdyż nad nim się wychował. Nagle wszystko staje się jasne...
Koncert zaplanowany jest na godzinę dziewiętnastą. Gdy o 18.30 docieram do "Olivii", sala jest prawie pełna. Do sceny nie sposób się dopchnąć. Chcąc obejrzeć pierwszy polski występ Marillion z bliska, decyduję się wejść w coraz gęstszy tłum, ok. 5 metrów od barierek. Punktualnie o dziewiętnastej gasną światła, z głośników rozbrzmiewa Rossini. Napięcie sięga zenitu, gdy w kłębach dymu (lecz wciąż w mroku) na scenę wybiega pięć postaci. Głośna salwa na perkusji - i rozpoczyna się Lords Of The Backstage, rozbłyskują światła. Fish w pierzastym stroju dominuje nad estradą, koncentrując na sobie uwagę zgodnie skaczącego tłumu. Ścisk jest straszliwy, temperatura przypomina upalne popołudnie w tropikach. Gdy Marillion wykonuje Assassing - muszę skakać wraz z tłumem. Próbuję się rozglądnąć - na wszystkich twarzach, mimo ścisku i gorąca, widnieje ten sam niekłamany uśmiech autentycznego szczęścia.
Skłania mnie to do refleksji - tyle się mówi i pisze o agresji, jaką rzekomo wyzwala w młodzieży muzyka rockowa. Tyle już razy usiłowano zbulwersować opinię publiczną straszliwymi ekscesami, jakich dopuszczają się tzw. wyznawcy rocka podczas koncertów lub po ich zakończeniu. Tymczasem w Gdańsku, a później w Zabrzu i Poznaniu nie doszło do najmniejszej awantury. W szalejącym tłumie pod sceną nikt nikogo nie zadeptał, nie zadusił, nie zaatakował. Powiedzmy głośno i otwarcie: rocka nie słucha się w filharmonii ani na siedząco, tak samo jak wytrawnego martini nie pije się duszkiem wstrzymując przy tym oddech. Muzyka Marillion, przepełniona emocjami, wyzwalająca takie same emocje w odbiorcach, musi być głośna. Swoją dynamiką i ekspresją nie skłania jednak ku agresywności, nie wywołuje zapalnych napięć - wręcz przeciwnie. Wymowa utworów Fugazi, Forgotten Sons, Threshold, White Russian jest jednoznaczna: świat potrzebuje miłości i pokoju. Fish potrafi śpiewać o tym, nie brzmiąc banalnie ani pretensjonalnie, a strzelając do nas z mikrofonu demonstruje okrucieństwo oraz bezsens wojny i wszelkiej przemocy.
Marillion przyjęty zostaje tak gorąco, że trema i niepokój Fisha pryskają niczym bańki mydlane już w połowie pierwszego koncertu. Śpiewając Lavender krzyczy do publiczności - IOU for your love! - jak wam odpłacić za miłość. Są dwa bisy - Fugazi oraz Freaks połączone z pierwszym przebojem Marillion z 1982 roku - Market Square Heroes. W ten utwór wpleciony jest standard The Who - My Generation...
Następnego dnia zespół wychodzi na scenę w zupełnie innym nastroju. Muzycy wiedzą już, że polska publiczność doskonale zna ich utwory, gdyż w poniedziałek cała sala śpiewała z Fishem Script For A Jester's Tear, Kayleigh, Lavender i finał Fugazi. Koncert jest w pełni udany, niektórzy później twierdzą nawet, że najbardziej udany z całej trasy. Program ulega małej zmianie - Incommunicado staje się drugim bisem, zaś na zakończenie - zamiast Freaks - Marillion gra swój koncertowy przebój Garden Party, wręcz stworzony do śpiewania z publicznością. Zmienia się też standard wpleciony w Market Square Heroes: Fish porywa całą "Olivię" do tańca wielkim hitem Chubby'ego Checkera Let's Twist Again.
Mimo że drugi koncert oglądałem z trybuny odległej o dobre kilkanaście metrów od sceny, wychodzę z sali cały mokry. Było gorąco!


Dzięki operatywności i nadprzyrodzonym zdolnościom Andrzeja Marca i PAA "Pagart" gościliśmy w Polsce legendę współczesnego rocka. Marillion odwiedził nas po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni. Trzymamy więc Fisha za słowo i... czekamy.
Niech wolno mi będzie zakończyć słowami kilku uczestników tych niezapomnianych koncertów:
Marek Niedźwiecki: Najlepszy koncert, jaki widziałem w Polsce.
Piotr Kosiński (który tydzień wcześniej oglądał Genesis w Budapeszcie): Genesis z całą oprawą sceniczną był niczym wobec Marillion, a publiczność węgierska niczym wobec polskiej.
Zagorzały fan Marillion:
Niczego wspanialszego już w życiu nie zobaczę.

W Poznaniu Marillion wystąpili w czerwcu 1987r w dniu rocznicy krwawo stłumionych przez władzę protestów z 1956r. Fish ze sceny kilkukrotnie podkreślał, że dedykuje swoje utwory ludziom, którzy stracili swoje życie w tych wydarzeniach. Ani jedna relacja z występu, a pojawiło się ich w ówczesnej prasie kilkanaście, nie napomknęła nawet o tym fakcie. Kilka godzin przed samym koncertem zespół wykonał grupowe zdjęcie przed pomnikiem upamiętniającym wydarzenia.
Chwilę po tym milicja próbowała zarekwirować fotografowi "Q Magazine" film z aparatu ("na szczęście Ken Sharp podmienił w ostatnim momencie rolki i oddał i pustą!" - wspomina po latach David Heppworth), a samego Fisha spisano i wręczono mu kilkutysięczny mandat.










Marillion - Kayleigh \ Lavender - Live in Loreley 1987
https://www.youtube.com/watch?v=MMCU4P1qAgQ

Marillion - Script For A Jester's Tear - Live at the Hammersmith Odeon 1983
https://www.youtube.com/watch?v=gaBjdLQ0LJ0

Marillion - White Paper - Live At The Royal Albert Hall 2018
https://www.youtube.com/watch?v=mJZYbtekhfI

Marillion - Easter - Live Holidays in Zelande 2011
https://www.youtube.com/watch?v=kKjVbhAvGk0


Pozdrawiam
Odpowiedź z Cytowaniem