NADMIAR PODZIELIMY PRZEZ DWA
nie była gruba
była falbaniasta
uda bardziej skrojone na wzór
nieudanej solejki
nawet plecy jeżyły się nadmiarem materii
ginęły
w masie guzikami zimowego płaszcza
krągłe i jędrne
piersi
mijał
i marzył by ramionami objąć całą
myślał
małe w dużym jest piękne
kiedy przetaczała się obok
jak wagon na rozjeździe
spojrzeniem wbitym w ziemię
obrysowywała cień pofałdowanej młodości
jutro ujmie jej dłoń
by poczuła jak pachnie szczerość
na przejściu przez kompleksy
pokazał się zielony ludzik
ITAKA NIE ZNAJDZIE
wyszedł z ogniem
nie wrócił
pudełko po zapałkach
jak opuszczone małżeńskie łoże
noce przestały straszyć ciemnością
czas porósł aksamitem
przecież nie goni się wiatru
MARIA POPRZEZ MARIĘ DO MARII lub...STARZY OBOJE
kolejne zdrowaś
wrasta w opuszki
Maria przepracowana nie słyszy
prośby o szklankę wody
upłyną przesypywane talkiem
odleżyny koralików
nie łączy spójność
Józef ściął drzewo
heblowanie poczeka
przecież jeszcze zdrowaś Mario
i nawet pan z tobą
OBLICZONE NA EFEKT
świąteczno - niedzielny
w zgiełku
potrącił boleśnie Jego
nie przeprasza
w cieniu ambony
nie będzie rachował sumienia
nie znalazł
miłujcie nieprzyjaciół
nie sądźcie
odpuszczajcie
bądźcie miłosierni
trzy uderzenia w żebra
i już jest godzien
człowieczeństwo nie jest
towarem najbardziej pożądanym
możesz być chamem sześć dni
siódmego jesteś godny
w poniedziałek
znów zstąpił do piekieł
na cześć Twojego imienia
CHŁOPIEC, KTÓRY LICZYŁ KOLORY
tylko ona
porusza się w ciasnym świecie syna
nie mówiąc rozmawiali
jeśli zechciał odszukać ją wzrokiem
szachowe figurki
ustawiał ruchem robota
na wzór tasiemca
obcy
rozerwał ścianę
wtargnął
zbił dwa pionki
malec
zawirował niekontrolowanym bąkiem
on proszę pana
potrafi liczyć kolory
teraz brakuje mu białego
ile życia
tyle liczenia
na cud
że kiedyś się wszystko
uzgodni
POZA BLEJTRAMEM
monotonię urozmaica barwami
tworząc zestawy światła
jej kalendarze pełne świąt
w czerni i w fioletach
także w zieleni i żółci
nigdy nie siada na niebieskim
bliższy jest jej oczom
w oranż lubi wkładać dłonie
dają siłę otwierać dzień w szarościach
na godzinach stawia
pomarańczowe kropki
żałuje że ma tylko jedną parę rąk
NIE ŁAMAĆ REGUŁ
pan mann
wysapał pogodę na dziś
pora zagrabić ścieżki po nocy
strumieniem zimnej potraktować ciało
przymierzam stopy do podłoża
rozciągam grzbiet
szybka z fusami
dłuższy makijaż bez zawiesiny na rzęsach
zrywam pierwszy kwadrans
czerwone szpilki stukają
rytmem Radeckiego
odwraca mnie twój wzrok
nie mogę pani wyprzedzić
ta podwójna ciągła
na jedwabiu
|