DWA HEKTARY SŁOŃCA
żarówka
spłaszcza cień
uwięzionej w kloszu ćmy
zbieram wspomnienia jak motyle
wycięte z firanki
osiadłe na twoim torsie
dzisiaj
świt ma ten sam zapach żywicy
z surowych desek łóżka
nie tęsknię za żadnym wyobrażeniem przyszłości
czas zamknął się sokiem gruszek na piersi
rozpisywanych twoim językiem
oblizuję usta
jest dobrze nawet bez
OT, TAKI PRZYDAŚ
bywam
lekiem na całe zło
bez ulotki ostrzegającej o przedawkowaniu
ścierają się obręcze
ślad na palcu pozostaje
dłużej niż działanie antidotum
trzeba więc polizać co
dyżurnie czeka pod adresem
zameldowania mamy stałe
ja czekanie ty huśtawkę nastrojów
***
droga nawet najdłuższa
zaczyna się pieczęcią pierwszego kroku
trzeba uwierzytelnić ziemię
a jednej nodze trudno wytyczyć szlak
zgarniając zielone przestrzenie
z jaskółką podzielić niebo na porcje
jak witraże podobne Mehofferowi
kiedy wyrówna się krok
głowa niczym peryskop anektuje ludzi
ciepło wyściela codzienność
bezpiecznie.
PRZYMIERZAM SIĘ DO DNIA
stare ślady nie pasują do moich stóp
szuram godzinami
przyparte do drzwi
śpieszą wprost w jutro
wieczór ma czerwoną barwę
powiek bez makijażu
rankiem zastukam obcasami w spłoszone łzy
wygładzę spojrzenie i permanentny uśmiech
możesz zrobić zdjęcie
niech widzą że jestem szczęśliwa
ASTRALNA BIELIŹNIARKA
kolejny dzień
jak kabaretki
naciągam na godziny
przepychają się w ciasnocie
obcinając głowy cyfrom
zamkniętym w sieci
mrok nadzieją
bez rozciągniętych bezsensownie
ust
|