ASTRALNA BIELIŹNIARKA
kolejny dzień
jak kabaretki
naciągam na godziny
przepychają się w ciasnocie
obcinając głowy cyfrom
zamkniętym w sieci
mrok nadzieją
bez rozciągniętych bezsensownie
ust
BEZDZWIĘCZNA STAGNACJA
jeden fałszywy sygnał
i pójdziesz stąd
nie zostawiając śladu
jakby cię w ogóle nie było
przywiązaniem
podążę ścieżką we fioletach
ty czekasz na śmierć
ja
na nic
Z ANTRAKTEM W TLE
siedzimy obok siebie
jak na widowni pustego teatru
ani to życie
ani to śmierć
zbyt wielką wagę mają liczby
aby nie pogubić się w rzeczywistości
bo czy to ważne
czy złote czy diamentowe
kiedy straciły smak wspólne kroki
rodzaj katapleksji
może uda się nam obudzić jutro
nie przecinając powiek obcością
podpisanej kiedyś intercyzy
CZAS UWIĆ GNIAZDO
przypadkiem spadłam z innej planety
czekając na miejsce we wszechświecie
teraz mam łąkę
kładę się na niej
całe galaktyki
poruszają się swoim torem
jak człowiek
który się rodzi i idzie
wydeptaną drogą
mojej nie ukończono
jestem głodnym ptakiem
mam znowu przestrzeń
ZIMNO ŁAMANE CIEPŁEM
śmieję się tylko dlatego
aby nie płakać
wiozłeś mnie
zawiniętą w babciną chustę
sine ręce przymarzały do kierownicy
jedyne w domu rękawiczki
miałam na dłoniach
mogłam się zabawiać zbyt długimi palcami
kiedy rowerem pokonywałeś
zaśnieżone pagórki
teraz
w oczach wymazanych z blasku
odczytuję wszystkie twoje trasy
tworzyłeś z niczego coś we mnie
dlatego uśmiecham się
aby nie płakać
PODIUM CZYLI NIEPOKÓJ W SERCU ZIELENIAKA
wyobrażeniami nie sięgała dalej
jak za beczkę z kiszoną kapustą
nawet cytrynami nie handlowała
żeby nie łamać sobie głowy ich pochodzeniem
szczypiorek pietruszka seler
towar o którego metrykę była spokojna
żeby tylko syn skończył studia
będzie mądry to wszystko wytłumaczy
wpadał na targowisko i mówił
masz wolne ręce to możesz mnie objąć
i uśmiechał się szeroko
nie przykrywał wstydem jej czerwonych dłoni
wieczorem stawiał taboret pod opuchnięte stopy
bała się
że niedługo zabraknie dla niej miejsca na pudle
|