|
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
#21
|
|||
|
|||
Karolu....dla pamięci tamtego,trzeba abyś miał jeszcze psa...
Wiesz...3 lata temu odszedł nasz Łapa.Znalezisko,z połamanymi przednimi łapami,pewnie przy wypchnięciu z samochodu. Wyleczyłam go tak,że śmigał przez najwyższe ogrodzenia. Niestety,oszczekiwał rowery i samochody,choć łagodny jak baranek.Został otruty... Ale 3 dni wcześniej ,przyprowadził kolegę...brudnego ,zapchlonego Liska Wiesz,jak Łapa odchodził...pod kroplówką,dałam sobie słowo,że już nigdy... Ale pod bramą czekał Lisek.Więc go zabrałam,bo tak chciał tamten.Jest kochany i mądry.Jak każdy z ....NICH. |
#22
|
||||
|
||||
Lilus cos Ci opowiem,ale nie tylko Tobie wszystkim.....
Jakies moze ze dwadziescia lat temu - gdy synowie byli mali - kupilismy szynszyla chilijskiego - takie nieduze futerkowe zwierzatko. Kazdego dnia wymienialismy mu siano w klatce,karmilismy,poilismy - slowem traktowany byl jak pozostali domownicy .Po pewnym czasie otworzylismy drzwiczki klatki i obserwowalismy jego poczynania. Niesmialo wyszedl z niej i obwachiwal wszystko,ale kazdy najmniejszy ruch kogokolwiek,ploszyl go i zmykal do klatki. Trwalo tak jakis czas,ale z biegiem czasu,poczynal sobie ten szynszyl coraz smielej. Po okolo 6-ciu miesiacach poruszal sie swobodnie po mieszkaniu,wskakujac nam na rece i jedzac w kuchni na podlodze,tuz kolo nas. Uwielbial rozne przyniesione przez zone chwasty,wybierajac sobie te,ktore mu smakowaly najbardziej. Nazwalisma ja(samica)Kasia. Reagowala ona na wypowiadane jej imie i biegla do nas. To bylo cos niesamowitego,bo szynszyle sa bardzo plochliwymi zwierzatkami.Mielismy ja kilka lat. Ktoregos razu chcielismy wyjechac do Polski. Taki wyjazd na kilka tygodni. Oddalismy klatke z nasza szynszyla do znajomych na ten okres. Poinformowalismy o sposobach karmienia - co i jak - i wyjechalismy. Po powrocie poszlismy odebrac szynszyle,ktorej...oni juz nie mieli. Okazalo sie,ze po naszym wyjezdzie szynszyla nie chciala jesc ani pic.W koncu zdechla z glodu,a moze z nostalgii? Oni(malzenstwo)opowiadali - a nam lecialy lzy,bo bardzo bylismy przywiazani do tego zwierzatka. Nie wiedzielismy co powiedziec chlopcom. Bardzo to przezyli. Nie.... juz nigdy wiecej.Sorry Lilus. Problem jest wtedy,kiedy okazuje sie,ze trzeba wyjechac poza granice. Kolezanka miala psa.Martwila sie bardzo,bo musiala wyjechac do Polski i nie miala z kim go zostawic. Jechalem z nia do hotelu dla psow,gdzie mu zalatwila miejsce. Te hotele sa bardzo drogie i trzeba jeszcze dodatkowo oplacic ubezpieczenie itd. Lila nie wyobrazasz sobie jak ten pies wyl,tak jakby cos przeczuwal. Gdy dojechalismy na miejsce i uslyszelismy ten psi skowyt innych psow,to zal mi sie zrobilo tej kobiety i powiedzialem jej,ze wezmiemy go na okres jej wyjazdu do Polski. Byla bardzo uradowana ta propozycja,choc przyznam ,ze ja mniej. No i wyjechala.....a pies zostal...i zaczely sie nasze klopoty. Od poczatku polubil tylko malzonke i nikomu nie pozwolil sie dotknac. Malzonka nie mogla opuscic mieszkania,bo ten pies chcial byc tylko tam,gdzie i ona. Po przyjezdzie wlascicielki - pies powital ja serdecznie,ale to wszystko,bo nie chcial isc do domu.Ciagnela go na tej smyczy,a ten sie zaparl i ani rusz. Zawsze potem,gdy wychodzila na spacer,to pies ciagnal ja w strone naszego domu. Dzwonila do nas i mowila,ze rozpiescilismy psa,bo ten nic nie chcial zrec.Dopiero po uplywie kilku dni zaczal jesc cokolwiek. Zwierzeta przezywaja bardzo kazde rozstanie. |
#23
|
|||
|
|||
Karol...i tu tkwi sekret naszych oddzielnych wyjazdów ,moich i mojego męża.Odkąd mieszkam na Jurze i mam tyle zwierzaków...
Razem mogliśmy wyjeżdżać tylko na weekend ...Paryż,Praga,Budapeszt... A tak ...kawał świata oddzielnie.Choć przymierzamy się do zatrudnienia kogoś razem z zamieszkaniem,więc to może się zmieni.Na starość... Ale nie było innego wyjścia.Coś za coś. Niemniej nie żałuję,bo na takich wyjazdach skorzystała moja córka,bo każdemu z nas towarzysząc,zaliczyła kawał świata.. Oczywiście teraz już nie towarzyszy,bo woli ekstremę...rajd koński Krakow -Wołosate,wyprawa na norweski lodowiec,czy narty w Alpach...albo żagle.. Nic dla mnie .. Ale w tej chwili pisząc to,siedzę u siebie na tarasie.Przy nogach -Nero.Inne badziewie lata po lesie ,rzekomo pilnując.Na huśtawce siedzą 2 koty,reszta w altanie. Wierzycie,że czuję wprost fizyczną przyjemność patrząc na nie ? |
#24
|
||||
|
||||
Życie po kątem zwierząt.
Nie wyobrażam sobie, że swoje zwierzaki mogłabym komuś zostawić pod opieką. W związku z powyższym nie ruszam się bez nich /mam na myśli wyjazdy/, nie odczuwam z tego powodu dyskomfortu bo jest to mój wybór. Tak jest od zawsze, raz w życiu byłam w sanatorium z Figą, kaukazów nie dałoby rady upchnąć więc zostały z Tadziem w Radziejowicach. W czasie mojej nieobecności nie wyjeżdżał nigdzie, siedział na miejscu /tak miał przykazane/. Kiedy 3 lata temu musiałam iść do szpitala na operację /poszłam w czwartek, w sobotę byłam w domu/ nie myślalam o swojej chorobie tylko o tym żeby jak najszybciej wrócić do zwierzaków. One przez cały czas "czuwały" pod drzwiami, nie chciały jeść chociaż były w domu ze swoim panem. Kiedy weszlam do mieszkania i serdecznie się z nimi przywitałam natychmiast pobiegły do michy żeby nadrobić zaległości żywieniowe. Nie chciałabym zrobić im "numeru" i odejść przed nimi /gdyby jednak tak się stało mają być uśpione/, mam nadzieję że to mi się uda.
|
#25
|
|||
|
|||
Basiu w jednym czasie,pisałyśmy o tym samym !!!
|
#26
|
||||
|
||||
Ale jesteśmy ..............
Cytat:
|
#27
|
|||
|
|||
Ja juz kilka lat jak
zalatwiam osobe ktora albo mieszka u mnie i zajmuje sie psami i domem albo przychodzi do psiakow 3 razy dziennie , podczas naszych wyjazdow
Rzadko jednak wyjezdzamy razem na dluzej.. Czesto zapraszam do mnie na "psie letnie kolonie" inne czworonogi np. suczka mojej corci jest juz u mnie cale lato i kawalek wiosny a pieseczek sasiadki ( wielkosci konika) spedza weekend .. One nie nudza sie we wlasnym towarzystwie, bawia sie ze soba w berka i w chowanego... ale tylko jak my jestesmy z nimi.. Jak nas nie ma to drzemia sobie ... |
#28
|
||||
|
||||
Dopiero teraz
Dopiero teraz weszłam do tego wątku. Przeoczenie? Roztargnienie? Nieistotne!
Chcę Wam powiedzieć, że bardzo, bardzo się cieszę, że jest w Klubie takie miejsce. Miejsce, gdzie można pożegnać kochanego, bliskiego człowieka i ukochane zwierzę. Gdzie - z nutką nostalgii - można powspominać, licząc na zrozumienie i współczucie. Każdy powinien mieć taki malutki azyl... Kiedy czytam Wasze wspomnienia o zwierzętach - przychodzą mi na myśl dwa psy, które zechciały dzielić ze mną swoje ziemskie dni... Bey - kundel rudy i paskudny zewnętrznie, przybłęda o największym psim sercu, jakie można sobie wyobrazić! On sobie mnie wybrał. Kochał mnie miłością nieogarnioną wręcz. To był pies, który całym swoim życiem przeczył opiniom o tym, że zwierzętami rządzi instynkt i tylko instynkt. Nieprzeciętnie inteligentny, nie potrzebował obroży i smyczy, nawet podczas jazdy środkami komunikacji miejskiej. Wystarczyło powiedzieć: "wysiadamy na następnym przystanku" i stał przy wyjściu, gotów do dalszej drogi. Nie widziałam mądrzejszego psa! Miał jedną słabość, która go zgubiła: gonił samochody. Potrącony przez jeden z nich, z żebrem, które przebiło płuca - umierał (bo nie zdychał) świadomie i z godnością. Kiedy nasze błagania o operację zostały bez echa (nie operuje się takich przypadków) - Bejucha pożegnał się z nami i poprosił - czytelnie i wyraźnie, żeby pomóc mu w cierpieniach. Jeszcze dziś mam łzy w oczach... Drugi - to Tops. Mieszaniec owczarka niemieckiego i rotweilerra, wzięty przez nas ze schroniska i całym swoim psim życiem (był u nas 12 lat) odpłacający nam ogromną miłością. Po śmierci mojego męża stracił ochotę do życia. Przeżył go jedynie o 2 miesiące - a i to na moje gorące prośby i namowy. Żal...
__________________
Myślę, więc jestem... (Kartezjusz) |
#29
|
||||
|
||||
Ewito, przykro mi to pisać ale nie przyszło Tobie do głowy że ten wspaniały i inteligentny pies potrzebował jednak obroży i smyczy? Współczuję z powodu "godnego" odejścia pieska, odejścia spowodowanego niefrasobliwością opiekunów. Nie jest moim zamiarem obrażać Ciebie, ale szlag mnie trafia kiedy czytam o ineligentnych zwierzętach wpadających pod samochody.
|
#30
|
||||
|
||||
Ech, Basiu! Pisałam w skrócie wielkim! Miał i smycz i obrożę, kochanie! Traktował zakładanie akcesoriów jak nagrodę, bo to znaczyło, że gdzieś dalej go zabieramy... Jeździliśmy wtedy na działkę pociągiem, a przepisy PKP wymagały "psiej uprzęży"... Zginął, kiedy na działce złośliwy sąsiad przycisnął go samochodem do płotu... Nie będę powtarzać, co temu ... hmmm... człowiekowi powiedziałam. Trochę się wstydzę...
A tak z innej beczki, Basieńko: przyjedziesz do mnie z Małgosią? Bardzo, bardzo serdecznie proszę!
__________________
Myślę, więc jestem... (Kartezjusz) |
#31
|
||||
|
||||
Przepraszam ........... bardzo przepraszam.
Cytat:
Ostatnio edytowane przez Basia. : 15-07-2007 o 19:31. |
#32
|
||||
|
||||
Nie mam żalu, rozumiem - pewnie dokładnie tak samo bym zareagowała
Byłam ukochaną bezwarunkowo panią Beja - odwzajemniałam jego uczucia... Przyjedź, proszę! Poznasz najgłupszą (ale moją, a to znaczy, że kochaną) Kropkę, która opiera się wszelkim naukom. Ale przede wszystkim - bardzo chcę poznać Was obie!
__________________
Myślę, więc jestem... (Kartezjusz) |
#33
|
||||
|
||||
Cytat:
|
#34
|
|||
|
|||
Ewito
Cytat:
|
#35
|
||||
|
||||
Słowikowo kochana! Mam się przyznać? Hmmm... no cóż... Chyba nigdy w życiu tak się nie zachowałam... Ja - po prostu dałam temu szmatławemu człowieczkowi w gębę, kiedy stwierdził, że to przypadkowo... I... podrapałam mu tę niby twarz do krwi... Chociaż dowodów niby nie miałam. I wcale się tego nie wstydzę!
__________________
Myślę, więc jestem... (Kartezjusz) |
#36
|
|||
|
|||
Brava Ewita
Zycie jest za krotkie na to zeby sie ceregielic z mordercami. I tak malo mu zrobilas
|
#37
|
|||
|
|||
Ewita...dałaś mu w ryja ?
To ja składam uroczyste oświadczenie,biorąc wszytkich tu obecnych na świadków,że jak do tej pory lubiłam Cię bardzo,to teraz ...uwielbiam...
....Tak jak i wszystkie zakręcone na punkcie naszych mniejszych braci,chociażby w realu były zmorami i jędzami zbolałymi.. Rzekłam.Howgh ! |
#38
|
||||
|
||||
Liluś!
Ten pies był wart tyle, że... ech, ten "ludzik" (w jakimś tam ministerstwie pracował) nie bardzo rozumiał, za co w ryj dostał... Ale Bejuchy już nic mi nie wskrzesi...
__________________
Myślę, więc jestem... (Kartezjusz) |
#39
|
|||
|
|||
A ja nawet nie wiem i nie domyślam się ,kto mojemu Łapie dał kiełbasę z watą szklaną,aby umierał w bólu....
Ale mam nadzieję,że Ktoś go za to rozliczy.... |
#40
|
|||
|
|||
Ja mialam też kochanego bardzo psa o imieniu Wirus znalezionego w lesie -to byl pies ,który sie uśmiechal -byl wielki i kochany -niestety mial mocznicę i nie dalo się go uratowac .odszedł uspiony kiedy sie okazalo ,ze nie je i nie pije -ale cały czas byliśmy -ja i dzieci przy nim .mam też starą bardzo sukę Szajbę -która jest na emeryturze u moich rodziców.Podczas przeprowadzki poszla do nich na przechowanie i...nie chciala wrócić ,tak samo jak swoje 12 lat zdecydowała się spedzić z nami -przyszla któregoś dnia pod moje drzwi i zostala ...poniewaz dalam ogloszenie przychodzili rózni ludzie ,ktorym zginał podobny pies -gryzla wszystkich .Ta baba ma charakter!!!! Basiu życze ci jutro lepszego samopoczucia!!!!
__________________
Bo jesli kochac to nie indywidualnie |