Proszę, bardzo proszę, o uściślenie. Nie wiem, czy do Bizarka/i mam zwracać się męsko czy żeńsko, Bizarku czy Bizarko? W postach dwie formy... nie chcę strzelać gaf, stąd pytanie.
Cytat:
Napisał Bizarek
Biblię traktują wybiórczo poprzez wersety wyrwane z kontekstu traktując na jednakowym poziomie opowiadania biblijne, poezję biblijną, opis wydarzeń historycznych i alegorycznych i dorabiając amatorskie interpretacje zamiast solidnych krytycznych opracowań.
|
Nie jestem ekspertem... do pojedynku biblijnego z żadnym świadkiem Jehowy nie stanę. Przegram w przedbiegach... z prostego powodu. Oni Biblię czytają i rozmawiają o niej, także o rozmaitych interpretacjach, przez kilka godzin w tygodniu. Chrześcijanin chwali się, że posiada księgę... najczęściej stoi ona, nie niepokojona, na półce. Czy wszyscy świadkowie znają dokładnie Pisma, nie umiem powiedzieć. Ci, z którymi się zetknęłam, znali; co nie znaczy, że byli pozbawieni wątpliwości interpretacyjnych. Aby przekonać się o tym trzeba znaleźć czas na spokojną rozmowę i pozbyć się uprzedzeń. Przedstawiciele Kk chętnie mówią i piszą, że Świadkowie Jehowy znają Biblię wybiórczo... ale nie sądzę, by stwierdzenie poparte było konkretnymi badaniami czy tylko argumentami.
Tak trochę obok tematu powiem, że mam egzemplarz Biblii z podkreśleniami i uwagami świadka. Nie było jeszcze Pisma Świętego w Przekładzie Nowego Świata; w języku polskim ukazało się bodajże pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Wierni posługiwali się normalną Biblią, znów nie mam pewności, wydaje mi się, że wydaną przez Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne. Dla ścisłości, wydanie nie posiada 'imprimatur'. Katolikom zakazane.
Sądzę, że Świadkowie Jehowy nie szukają porozumienia z Kk. W istocie nie wydaje mi się ono możliwe. Uznają Jehowę/JHWH za Boga Jedynego... tu nieśmiało przypominam... ubóstwienie Jezusa – sobór nicejski I, 325 rok.
Nie wiem czy mogę... rozsiewać nadal zapach siarki piekielnej
(ŚJ nie wierzą w piekło!)... ale, jak dorwałam się głosu poruszę problem sekt.
W prawie polskim pojęcie nie istnieje, dla religioznawcy jest określeniem obojętnym, potocznie używane jest w znaczeniu pejoratywnym. Zgodnie z prawem polskim Świadkowie Jehowy nie są sektą. Określenia chętnie używa Kk, dla którego wszystkie inne wyznania są fałszywe. I tu kończy się ekumenizm. Byłby... pod warunkiem, że jedynie Kk jest najważniejszy i najprawdziwszy. O ateistach nie wspominam... musiałabym od Łyszczyńskiego zacząć...
"W Warszawie na Rynku Starego Miasta spalono pierwszy polski traktat ateistyczny "De non existentia Dei". Był marzec 1689 r. Wraz z traktatem spłonął jego autor Kazimierz Łyszczyński. Polski Giordano Bruno, niemal całkiem zapomniany./.../
"Bóg jest! A więc niech umrze ateista" – zażądał prokurator. Sejm przegłosował wyrok śmierci, a król Sobieski go zatwierdził. – Czy mógł ułaskawić Łyszczyńskiego? – zastanawia się prof. Nowicki. – Pewnie mógł, ale była to dla niego sprawa obojętna i drugorzędna. Poza tym, jako władca wiedział, że lud potrzebuje widowiska."
http://www.polityka.pl/historia/1513...i-ateista.read - zapewniam, warto otworzyć link.
Pobełkotałam trochę i zmiatam... Sorry. Naprawdę z minionej epoki jestem. Jak dinozaur... w miniaturze.
Do Belzebuba (i do Lucyfera tyż) nic nie mam. Kto chce wierzyć w istnienie piekła - niech wierzy, kto się chce bać ognia i smoły piekielnej - niech się boi. Obowiązku wiary nie ma.
PS - A ludzie nie dzielą się na krajowych i zagranicznych, kresowych i resztę, wierzących lub nie... tylko na mądrych i głupich... jak zeznał Pawlak w "Samych swoich"...