|
Książka, literatura, poezja Literatura, dyskusje, własne próby pisarsko-poetyckie. |
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
|
Książka, literatura, poezja Literatura, dyskusje, własne próby pisarsko-poetyckie. |
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
#41
|
|||
|
|||
Przyznam szczerze, że uwielbiałam jako dziecko baśnie braci Grimm, chyba głównie dlatego, że napawały mnie pewnym lękiem i zawsze po ich lekturze byłam przerażona. Skutek był oczywiście taki, że dłuuugo nie mogłam zasnąć. Hihi
|
#42
|
|||
|
|||
Jako bardziej pospolite utwory dla dzieci mogę wymienić jedynie "Lokomotywę", którą do dziś darzę wielkim sentymentem oraz "Słonia Trąbalskiego". Pamiętacie??
|
#43
|
||||
|
||||
Bajki - zapamiętałam na zawsze: Królowa Sniegu, Calineczka,Kopciuszek itd. Dotychczas czuję wzruszenie, które dawały mi te bajki podczas czytania.Chyba z tych klimatów się nie wyrasta.
|
#44
|
||||
|
||||
Miałam książkę o Duchu Karkonoszy Liczyrzepie. Piękne opowieści, które pamiętam do dzisiaj.
|
#45
|
|||
|
|||
coś tam w lesie
Coś tam w lesie stuknęło
Coś tam w lesie puknęło A to komar z dębu spadł Połamał sobie w krzyżu gnat Dowiedziała się mucha, że się komar nie rusza I pyta się komara czy nie trzeba doktora Oj nie trzeba doktora ani księdza pastora Był tam pogrzeb wspaniały Wszystkie muchy płakały I śpiewały Rewie już nasz komar nie żyje |
#46
|
|||
|
|||
dzisiejszy temat wędrówek fotograficznych z portalu Onet: http://portalwiedzy.onet.pl/145790,1...ria_media.html
niejedna opowieść z dzieciństwa nam się przypomni oglądając te zdjęcia |
#47
|
||||
|
||||
Witam i pozdrawiam.
W tą noc wiosenną i ciepłą witam serecznie.
Na temat czytania bajek to mam swoje zdanie. Uwielbiałam czytać swoje bajki,a były to wycinki w formie książki od Bracii Grimm p.t. Przy Kominie o szarej godzinie. Jedna bajka zaczynała się wołaniem; Jagódko dziewczę moje spuś mi włosy swoje itd. Król Drozdobrody,i wiele innych wspaniałości.Do dzisiaj sie je pamięta i napewno bym do nich wróciła już jako babka.
__________________
http://ewefew.blogspot.com/ |
#48
|
|||
|
|||
Mam pytanie...
Co się stało z założycielką wątku? |
#49
|
||||
|
||||
Lila dociekliwa
A ja chcę Ci przypomnieć zdanie, które popełniłaś w jednym ze spotów: "Nie po to założyłam wątek, żeby w nim pisać..." (cytat z pamięci).
Chyba nikt tu nie wspomniał o Kiplingu ("Takie sobie bajeczki"). W jednej z nich opisał przygodę słoniątka, które pochyliło się nad taflą wody i złapał je za nos krokodyl - wówczas jeszcze miało nosek jak inne zwierzęta. No i efekt wiadomy! |
#50
|
|||
|
|||
Cytat:
Prefektuniu...miłej niedzieli. Masz rację. Tylko tak nagle zniknęła, a sympatyczna była. |
#51
|
|||
|
|||
A bajki A. A. Milne "Kubuś Puchatek", "Chatka Puchatka"? Teraz na bazie tych książek pojawiło się coś dla współczesnych maluchów "Powrót do Stumilowego lasu". Myślicie, ze może dorównać oryginałom?
|
#52
|
|||
|
|||
Pan kotek Był Chory i leżał w łóżeczko. To bajka która pamiętam dobrze. Oraz pan Hilary. Innych już niestety nie pamiętam za bardzo.
__________________
Serwis ToTemat.pl artykuły i filmy tematyczne. |
#53
|
||||
|
||||
Wklejam dziś stosunkowo mało znaną bajkę Andersena....na nowo odkryłam ją już jako baaardzo dorosła osoba i pomogła mnie i wielu moim znajomym, którzy tracili swoich za wcześnie odchodzących...zaplanujcie sobie przeczytanie jej w spokoju...jest bardzo wzruszająca i mądra.....
Opowieść o Matce Hans Christian Andersen ________________________________________ Pewnego razu matka siedziała przy kołysce swego dziecięcia i była bardzo smutna, obawiała się, że dziecina umrze. Dziecko było takie blade, oczki miało zamknięte i oddychało tak słabo, to znowu ciężko wciągało powietrze, jak gdyby wzdychało; a matka spoglądała coraz niespokojniej na swoje maleństwo. Aż tu ktoś puka do drzwi; przyszedł ubogi staruszek, okryty końską derka, aby się ogrzać, bo była surowa zima. Wszystko na dworze pokryte było lodem i śniegiem, a wiatr dął mocno i szczypał w policzki. A ponieważ starzec drżał z chłodu, a dziecko zdrzemnęło się na chwilkę, matka wyszła, aby wstawić do pieca garnuszek z piwem; chciała, by człowiek mógł się ogrzać; stary siedział w izbie kołysząc kołyskę, a matka usiadła na krześle tuż obok; spoglądała na chore dziecko, które tak ciężko oddychało i poruszało rączyną. - Jak myślisz, czy ono umrze? - powiedziała kobieta. - Chyba Bóg nie zechce mi go zabrać? A starzec, a była to śmierć sama, tak dziwnie pokiwał głową, co mogło równie dobrze oznaczać "tak" jak i "nie". A matka opuściła głowę i łzy pociekły jej po policzkach; głowa jej ciążyła bardzo, trzy noce i trzy dni nie zmrużyła oka, więc zasnęła, ale tylko na chwileczkę, zaraz się przebudziła i wzdrygnęła z chłodu. - Cóż to znaczy? - powiedziała i obejrzała się na wszystkie strony. Ale starca nie było i dziecka nie było w pokoju. Zabrał je z sobą! A w kącie stary zegar brzęczał i brzęczał, wielki, ołowiany ciężar osunął się aż na podłogę i zegar nagle stanął. Biedna matka wybiegła z domu wołając swe dziecko. Na dworze, w śniegu, siedziała kobieta odziana w długie, czarne suknie i powiedziała: - To śmierć była u ciebie w izbie, widziałam, jak spiesznie wychodziła z dzieckiem na ręku; ona jest szybsza od wiatru i nigdy nie przynosi z powrotem tego, co raz zabrała. - Powiedz mi tylko, którędy poszła! - powiedziała matka - pokaż mi tylko drogę, a ja już ją znajdę! - Znam ja drogę! - powiedziała kobieta w czarnych sukniach - ale nim ci ją wskażę, musisz mi zaśpiewać wszystkie te pieśni, które śpiewałaś swojemu dziecku. Bardzo je lubię, słuchałam ich nieraz; jestem nocą, widziałam, jak płakałaś śpiewając. - Zaśpiewam ci je wszystkie, wszystkie! - powiedziała matka - ale mnie nie zatrzymuj, dogonię ją i odnajdę moje dziecko! Ale noc siedziała cicha i milcząca, a wtedy matka załamała dłonie, śpiewała i płakała, i wiele było tam pieśni, ale łez jeszcze więcej; wtedy noc powiedziała: - Idź na prawo przez ten ciemny, sosnowy las, tamtędy, widziałam, poszła śmierć z twoim dziecięciem. W głębi lasu drogi krzyżowały się i matka nie wiedziała, w którą stronę ma iść. A stał tam krzak cierniowy, który nie miał na sobie ani listka, ani kwiatka, bo przecie to była zima i śnieg okrywał gałęzie. - Czy nie przechodziła tędy śmierć z moim małym dzieckiem? - Przechodziła - powiedział krzak cierniowy. - Ale ci nie powiem, w którą poszła stronę, zanim nie ogrzejesz mnie twoim sercem. Zamarzam całkiem, zmieniam się w czysty lód! Wiec matka przycisnęła krzak cierniowy do swojej piersi mocno, ażeby mógł się dobrze ogrzać, a ciernie wpijały się w jej ciało i krew popłynęła wielkimi kroplami, i krzak cierniowy wypuścił świeże, zielone liście, i kwiaty pojawiły się na nim w ciemną, zimową noc, tak było gorące zrozpaczone matczyne serce. I krzak cierniowy wskazał jej drogę, którą miała iść. Wtedy przyszła nad wielkie jezioro, na którym nie widać było ani statku, ani żadnej łódki. Jezioro nie było tak zamarznięte, aby mogło ją utrzymać, ani tak płytkie, aby można było przez nie przebrnąć, a musiała przedostać się na drugi brzeg, jeżeli chciała znaleźć swoje dziecko; położyła się więc i chciała wypić jezioro, a to przecież niemożliwe dla człowieka. Ale zrozpaczona matka myślała, że może jednak nastąpi cud. - Nie, tak nic nie poradzisz - powiedziało jezioro - lepiej się jakoś pogódźmy! - Bardzo lubię zbierać perły, a twoje oczy są najczystszymi perłami, jakie widziałem. Wypłacz je do mnie, to cię przewiozę na druga stronę aż do wielkiej cieplarni, gdzie mieszka śmierć i hoduje kwiaty i drzewa, a każde z nich jest życiem ludzkim. - O, czegoż ja nie oddam, byle tylko dostać się do mego dziecka! - powiedziała płacząca matka i zapłakała jeszcze bardziej, i oczy jej spłynęły na dno wody, i stały się dwiema kosztownymi perłami, a jezioro podjęło ją, tak jakby siedziała na huśtawce, i przeniosło ją z falą na drugi brzeg, gdzie stał na mile obszerny dom, dziwny, bo nie wiadomo było, czy to jest góra pełna lasów i grot, czy też wzniesiona budowla; ale biedna matka nie widziała tego, bo przecież wypłakała swoje oczy. - Gdzież ja znajdę śmierć, która zabrała mi moje dzieciątko? - zapytała. - Jeszcze nie wróciła - powiedziała stara grabarka, która pilnowała wielkiej cieplarni śmierci. - Jakeś tu się dostała i kto ci pomagał w drodze? - Pan Bóg mi pomagał! - powiedziała matka - jest On miłosierny, bądź więc i ty miłosierna! - Gdzie mogę znaleźć moje dziecko? - Nie znam twego dziecka - powiedziała kobieta - a ty jesteś niewidoma. Wiele kwiatów i drzew zwiędło dzisiejszej nocy. Śmierć przyjdzie wkrótce i przesadzi je! Wiesz przecie, że każdy człowiek ma drzewo swego życia albo kwiat w zależności od tego, jak mu się życie toczy. Wyglądają one jak inne rośliny, tylko że bije w nich serce. Dziecięce serduszko także bije. Przysłuchaj się, może poznasz twoje dziecko po tym! Ale co mi oddasz, jeżeli ci powiem, co masz dalej czynić? - Już nic nie mam do oddania - powiedziała zrozpaczona matka - ale mogę pójść dla ciebie choć na koniec świata. - Nie mam tam nic do roboty - powiedziała kobieta - ale możesz mi dać twoje długie, czarne włosy, sama wiesz, jakie są piękne, a mnie się bardzo podobają! Oddam ci w zamian moje siwe, zawsze coś będziesz miała! - Nie chcesz nic innego? - powiedziała matka - włosy oddam ci z radością. - I oddala jej swój piękny, czarny warkocz, i otrzymała w zamian siwe włosy staruszki. A potem weszła do wielkiej cieplarni śmierci, gdzie kwiaty i drzewa bujnie rosły, jedne przez drugie. Stały tam piękne hiacynty pod szklanymi kloszami, a obok wielkie, mocne peonie; rosły tam wodne rośliny, niektóre świeże, inne na pól zwiędłe, ślimaki wodne oblepiały je, a czarne raki przywierały do ich łodyg. Stały tam wspaniale palmy, dęby i platany, rosła pietruszka i kwitnął tymianek; każde drzewo i każdy kwiat nosiły jakieś nazwisko, bo każde było ludzkim życiem, życiem ludzi żyjących jeszcze to w Chinach, to w Grenlandii, rozsypanych po całym świecie. Były tam wielkie drzewa w małych doniczkach, stały ściśnięte i rozsadzały prawie doniczki korzeniami, a w wielu miejscach stały małe, słabe kwiatki w tłustej ziemi, otoczone mchem, starannie pielęgnowane i polewane. Zrozpaczona matka pochylała się nad każdą najmniejszą roślinką i przysłuchiwała się, jak w nich bije ludzkie serce; i pośród milionów poznała serce swego dziecka. - Oto ono! - krzyknęła i wyciągnęła rękę do małego, liliowego krokusa, który, całkiem chory, pochylił się w jedna stronę. - Nie ruszaj kwiatu! - powiedziała stara - tylko stań tutaj, a kiedy śmierć nadejdzie, a już nadchodzi, czuje to, nie pozwól jej wyrwać tego kwiatka i zagroź jej, że wyrwiesz wtedy wkoło inne kwiaty, wówczas śmierć się przestraszy; za każdy kwiat bowiem odpowiada przed Panem Bogiem i żadnego nie można zerwać, zanim On nie da rozkazu. Nagle powiało chłodem w całym budynku i ślepa matka zrozumiała, że to śmierć nadchodzi. - Jakeś znalazła drogę aż tutaj - spytała śmierć - jak mogłaś przybyć tu prędzej ode mnie? - Jestem matka - odpowiedziała tamta. I śmierć wyciągnęła swą rękę ku małemu kwiatkowi, ale matka schwyciła ja za ręce i trzymała je mocno starając się nie dotknąć płatków krokusa. Wtedy śmierć dmuchnęła na jej dłonie i matka poczuła, ze powiew ten jest chłodniejszy od najchłodniejszego wiatru, i ręce jej zwisły bezwładnie. - Nie możesz sobie poradzić ze mną! - powiedziała śmierć. - Ale Bóg sobie poradzi! - Czynie tylko to, co On chce - powiedziała śmierć. - Jestem tylko stróżem jego ogrodu! Wszystkie jego kwiaty i drzewa zabieram stąd i przesadzam do wielkiego rajskiego ogrodu w nieznanym kraju. Ale jak one tam rosną i jak tam jest, nie mogę ci powiedzieć. - Oddaj mi moje dziecko! - powiedziała matka i płakała, i prosiła; nagle schwyciła w dłonie dwa kwiaty rosnące w pobliżu i zawołała do śmierci: - Zerwę wszystkie twoje kwiaty, nic innego nie pozostaje już mojej rozpaczy. - Nie rusz ich! - powiedziała śmierć. - Powiadasz, że jesteś nieszczęśliwa, a teraz chcesz unieszczęśliwić tak samo inną matkę... - Inną matkę? - powiedziała biedaczka i wypuściła natychmiast oba kwiaty z dłoni. - Masz tu twoje oczy - powiedziała śmierć. - Wyłowiłam je z jeziora, tak błyszczały na dnie, nie wiedziałam, że to są twoje oczy. Weź je z powrotem, są teraz jeszcze jaśniejsze niż przedtem. Spojrzyj tylko w głęboką studnię obok ciebie, ja wymienię nazwiska tych dwóch kwiatków, które chciałaś zniszczyć, i ujrzysz cała ich przyszłość, całe ich życie; patrz, co chciałaś zniszczyć i co miałaś zepsuć. Matka spojrzała do studni i zobaczyła, że jeden z tych ludzi stał się błogosławieństwem dla świata; jak wiele szczęścia i radości otaczało go zewsząd! A potem ujrzała życie innego i była to troska i nędza, zbrodnia i nędza. - I jeden los, i drugi zależą od woli boskiej - powiedziała śmierć. - Któryż kwiat jest kwiatem nieszczęsnym, a który szczęśliwym? - spytała matka. - Tego ci nie powiem - rzekła śmierć - ale dowiesz się ode mnie, że jeden z tych kwiatów był kwiatem twego dziecka, widziałaś losy twego dziecka, twego rodzonego dziecka przyszłość. Wtedy matka wydała okrzyk przerażenia: - Który z nich był moim dzieckiem? Powiedz mi to! Ocal niewinnego! Ocal moje dziecko od nędzy! Raczej je zabierz! Zabierz do krainy bożej! Zapomnij łzy moje, zapomnij modlitwy i wszystko, co powiedziałam i co uczyniłam! - Nie rozumiem cię - powiedziała śmierć. - Czy chcesz odebrać dziecko, czy mam z nim odejść do nie znanej tobie krainy? A wtedy matka załamała ręce, upadła na kolana i modliła się do Pana Boga: - Nie słuchaj mnie, jeżeli modlę się przeciw Twojej woli! Ona jest najdoskonalsza. Nie słuchaj mnie! Nie słuchaj mnie! I głowa jej opadła na piersi. A śmierć z jej dziecięciem w ramionach odeszła do nieznanej krainy. ________________________________________ |
#54
|
||||
|
||||
Czytałam kiedyś baśnie Andersena, były cudowne: "O dziewczynce, która podeptała chleb", "Córka króla błot", "Ib i Krystynka" i wiele innych, są wspaniałe, warto do nich wrócić.
W dzieciństwie często słyszałam taką piosenkę, którą traktowałam, jak smutną baśń: Rosła kalina muzyka Ignacy Marceli Komorowski słowa Teofil Lenartowicz Rosła kalina z liściem szerokiem, Nad modrym w gaju rosła potokiem, Drobny deszcz piła, rosę zbierała, W majowym słońcu liście kąpała, W lipcu korale miała czerwone, W cienkie z gałązek włosy splecione. Tak się stroiła jak dziewczę młode I jak w lusterko patrzyła w wodę. Wiatr co dnia czesał jej długie włosy, A oczy myła kroplami rosy, U tej krynicy, u tej kaliny, Jasio fujarki kręcił z wierzbiny I grywał sobie długo żałośnie, Gdzie nad krynicą kalina rośnie. I śpiewał sobie: dana, oj dana, A głos po rosie leciał co rana. Kalina liście zielone miała I jak dziewczyna w gaju czekała. A gdy jesienią w skrzynkę zieloną, Pod czarny krzyżyk Jasia złożono, Biedna kalina snać go kochała, Bo wszystkie swoje liście rozwiała. Żywe korale rzucała w wodę Z żalu straciła swoją urodę. |
#55
|
||||
|
||||
Zapamiętałam też taki wierszyk tylko nie wiem , czy cały.
Idą, idą dzieci drogą, siostrzyczka i brat, i nadziwić się nie mogą, jaki piękny świat. Tu się kryje biała chata, tu słomiany dach, przy niej wierzba rosochata, a w konopiach strach Sympatyczny wątek, tak słodko powspominać dzieciństwo.. Od łąk mokrych bocian leci, żabkę w dziobie ma. Bociuś, bociuś! krzyczą dzieci, a on kla, kla, kla. Tam zagania owce siwe Brysio - kundel zły. Konik wstrząsa bujną grzywę i do stajni rży. Sympatyczny wątek, tak słodko powspominać dzieciństwo. |
#56
|
||||
|
||||
Bardzo ładne są też "Klechdy Sezamowe" B. Leśmiana.
Mile wspominam baśnie braci Grimm. |
#57
|
||||
|
||||
Moja Babunia nauczyła mnie wierszyka
Służy sieroteńka , służy za pastucha. Cudze krówki pasie cudzych ludzi słucha. Tęskno mu za wioską tęskno za rodziną co wspomni matusię - to łzy mu popłyną. I śni mu się matuś w nocy taka jakby żywa Stoi na góreczce i synka przyzywa -Chodźże Jasieńku,....... niechże cię umyję, koszulki uszyję Niechże ci upiekę chleba bieluśkiego niechże cię przytulę do serca mojego Nadchodzi już ranek i sen się rozwiewa a biedny Jasieńko łzami się zalewa -Nie ma mojej Mamy, nie ma rodzonej Ona spoczywa w mogile zielonej. Poszła Mateńka za niebieskie wrota a jam tu na świecie sam jeden sierota. Kropeczki- to luki w pamięci. Tego wierszyka uczyłam się 55 lat temu. |
#58
|
||||
|
||||
Przepiękny Krystynko i taki wzruszający.
Jeśli znasz jeszcze jakieś to napisz. Mój dziadek często śpiewał takie smutne ballady, ja ich słuchałam i płakałam, ale pozapominałam słowa. Wiele bym dała, żeby je odtworzyć. Siny dym się wije pod laskiem daleko, Tam pastuszki ognie palą i kartofle pieką, A Żuczek waruje , łapki sobie grzeje, Krówki jedzą, porykują, dobrze im się dzieje. Na błoniu pod lasem ognisko się pali, Grzeją sie tam przy nim pastuszkowie mali. Grzeja się, grzeją i ziemniaki pieką, I co który zjedzą to se bajkę rzeką. O tej Babie Jadze, o Śpiącej Królewnie I o tym Rycerzu, co był świętym pewnie (dalej nie pamiętam) |
#59
|
||||
|
||||
Zima- Maria Konopnicka
Nasza zima biała chustą się odziała. Idzie, idzie do nas w gości w srebrnych blaskach cała! Włożyła na czoło księżycowe koło, Lecą z płaszcza gwiazdy złote, gdy potrząśnie połą. Z lodu berło trzyma, tchu ni głosu nie ma. Idzie, idzie smutna, cicha, ta królowa zima! Idzie martwą nogą, wyiskrzoną drogą, Postanęły rzeki modre, do morza nie mogą. Gdzie stąpi, gdzie stanie, słychać narzekanie: - oj biedne my kwiaty, trawy co się z nami stanie! Przed nią tuman leci straszy małe dzieci... A my dalej do komina: - Nie puścim waszeci! Śnieżyca- Maria Konopnicka Zahuczały, zaświstały wichry w srebrny róg. Leci ,leci tuman biały aż na chaty próg. Na tej chaty próg lipowy, co ochrania nas, co otula nasze głowy w złej śnieżycy czas. A ja stoję u okienka, a ja patrzę w dal; Milknie, cichnie ma piosenka, serce chwyta żal. Oj, nie jedna tam sierota na tym zimnie drży! Wiatr chuściną biedną miota, a mróz ścina łzy... O ty, chato nasza droga, rozszerz ściany swe! Pójdź, sieroto dziecię Boga, my utulim cię! |
#60
|
||||
|
||||
Czy ktoś czytał...
O księciu Gotfrydzie rycerzu Gwiazdy Wigilijnej-Haliny górskiej? Ja czytałam w dzieciństwie i byłam zachwycona.
[ : dwanaście cudownych opowieści przez mistrza Johannesa Sarabandusa astrologa króla jegomości spisanych Niezwykła polska baśń, która o zachwyca i wzrusza dzieci. Zachowując podobieństwo tła i motywów, wprowadza czytelnika w świat czarów i dziwów, ale też ukazała człowieka niezwykłej wartości pozwalając mu dojrzewać i przemieniać się duchowo w naszych oczach. Nie siłą fizyczną, lecz wielkością duszy Gotfryd pokonuje przeciwnika. Od dobroci okazanej zranionej jaskółce do dobrowolnego wyrzeczenia się szczęścia i sławy, okupionych cudzą krzywdą, przechodzi ten młodzieńczy „rycerz bez skazy i trwogi" do zwycięstwa nad samym sobą. Gdy Gotfryd wraca do ojczyzny - nie w celu odzyskania władzy, ale żeby wyzwolić lud cierpiący pod jarzmem tyrana - morze i góry idą mu z pomocą. Straszna kara, która spotyka ciemiężyciela staje się wstrząsającym symbolem baśniowej sprawiedliwości, poruszającej ziemię w obronie skrzywdzonych jest przykładem wiary w człowieka, w potęgę dobra.]-znalezione w necie |
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Senior Cafe | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Bajki, piosenki i inne interesujące strony dla dzieci | Melissa | Jestem babcią, jestem dziadkiem | 23 | 19-12-2012 15:12 |
Stare fotografie, albumy, pamiątki rodzinne | hannabarbara | Rodzina bliższa i dalsza | 502 | 16-02-2010 11:44 |
Co nam w duszy gra - piosenki stare jak świat | Tesa | Muzyka - wątki archiwalne | 510 | 28-04-2009 22:03 |
Kochajmy stare samochody FSM Syrena | Majsterklepka.eu | Hobby, pasje | 29 | 12-09-2008 08:59 |
Stare komputery - rzeczywiste problemy. | wielebny | eSenior | 3 | 25-07-2008 17:01 |
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
|
|