Cytat:
Napisał Jarosław II
/.../ Wydawało mi się, że gdzieś się zdeklarowałaś, bo nie można być ambiwalentnym w tym temacie. Samo określenie, że trzeba być człowiekiem jest bardzo ogólne /.../
|
Tak - zdeklarowałam się w ankiecie, ale ona anonimowa była. Na forum nie określałam się (otwartym tekstem), bo jest to moja osobista/intymna sprawa. Wyłącznie moja.
Bycie człowiekiem jest bardzo ważne. Rodzisz się człowiekiem i nigdy nie przestajesz nim być. Możesz zmieniać religie, poglądy polityczne, stan majątkowy, wykształcenie... bo wszystko to jest rzeczą wtórną. Podstawową wartością jest człowieczeństwo. Od nas samych zależy zawartość człowieka w człowieku. Z kolei ta zawartość często, acz nie zawsze, warunkuje podziały wtórne.
Cytat:
Napisał Jarosław II
/.../ teoretycznie kształtowaniem młodych powinny się zajmować rodzina i szkoła /.../
|
Uściślę. Wychowaniem młodych powinni zajmować się rodzice. Szkoła ma uczyć; wychowywać przy okazji nauczania, ale nigdy tylko wychowywać. Jeśli chodzi o KK - tak myślę, że ten rwie się do wychowywania dzieci, młodzieży nawet starców... i tylko się rwie... bardzo dobrze, że wpływ ten jest troszeczkę ograniczony pomimo chęci nieograniczonych. Wyobrażasz sobie dziecko z rodziny ateistów, agnostyków, buddystów, mormonów, etc. poddane wpływom KK? W szkole katecheta straszy piekłem, w domu dziecko słyszy, że piekła nie ma. Komu wierzyć? Ups, w buddyzmie jest piekło, ale nie wieczne.
Żeby się nie rozpisywać niepotrzebnie - stwierdzę, że w na lekcjach szkolnych uczy się religijności, nie religii. Mój rocznik załapał się na religię, ze stopniem na świadectwie. I pamiętam: obowiązkowe nabożeństwa, pierwsze piątki, rekolekcje i zero wiedzy. Pamiętam jeszcze 'wykład' o stworzeniu świata i człowieka; wykwit kreacjonizmu, bo też ksiądz/katecheta krasomówcą nie był i talentu pedagogicznego nie miał.
W dalszym ciągu twierdzę, że świeckie szkoły powinny takimi pozostać. Nauczanie religii powinno odbywać się w kościołach i innych miejscach stosownych, związanych z kultem.
Quasimodo (w części) popiera mój wywód, pisząc o grze w piłkę i lekcjach wychowawczych. Miejscowy Wielebny ujął sprawę podobnie; nie chodzi o naukę religii, chodzi o zagospodarowanie czasu, by dziecko/młodzież nie zajęło się czym innym, nie poszło na ulicę, nie wpadło w łapy sekt czy ateizmu.
Mam pytanie do Quasi, przedstawiciela młodszego pokolenia i będę wdzięczna za odpowiedź:
- czego się nauczyłeś o własnej religii na katechezach? znasz zasady/teologię, Biblię, historię chrześcijaństwa w różnych jego postaciach (w zarysie choćby), papiestwa... potrafisz stanąć w szranki i obronić własną religię - logicznie i bez emocji - w rozmowie z np. Świadkiem Jehowy? Daję ŚJ jako przykład, gdyż zaliczani są oni do tzw. nurtu badackiego (Badacze Pisma Świętego) i rozmowa z nimi nie jest łatwa.
PS - Jarosławie, nalewka z bursztynu, końska maść, agawa moczona w 'łzach sołtysa' .... i tak SKS wygrywa....